Elżbieta Cherezińska - Korona Sniegu I Krwi, e-booki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
E-book jest zabezpieczony znakiem wodnym
Elżbieta Cherezińska
KORONA
ŚNIEGU I KRWI
Wydawnictwo Zysk i S-ka
===LUIgTCVLIA5tAm9Pekx9TXlZKksnRSBSIE8hSCZmAWwNZAgmRSpH
Pierścień, który
otwiera
wrota dusz
Miecz, który
jednoczy
śmiertelnych
Orzeł, z którego
zrodzi
się królestwo
===LUIgTCVLIA5tAm9Pekx9TXlZKksnRSBSIE8hSCZmAWwNZAgmRSpH
1253
maj
===LUIgTCVLIA5tAm9Pekx9TXlZKksnRSBSIE8hSCZmAWwNZAgmRSpH
Nad
rozległymi błoniami wokół Pogorzelicy zachodziło słońce, ale wielki obóz
rycerstwa Starszej Polski nie kładł się do snu. Przeciwnie. Po burzliwym dniu
nadchodziła nie mniej burzliwa noc.
Przeprawy
przez Wartę strzegli rycerze Świętego Jana z białym krzyżem na
czerwonych tarczach. Teren należał do nich, komandoria była ziemią zakonu, wolną
od książęcego prawa, tu więc rycerstwo Starszej Polski postanowiło zwołać swój wiec.
Rzeka, niczym
fosa, znaczyła granicę obozowiska. Purpurowa kula zachodzącego
słońca odbijała się w ciemnozielonej wodzie; nurt kołysał się łagodnie, usypiając
czujność słońca. Pochyliło się nisko, jakby rzeka była łożem, w którym spocznie po
ciężkim dniu. Warta, dotychczas łagodna i zapraszająca, posłała falę, która cichym
chlupnięciem przykryła światło, porywając je w głąb nurtu. Zaszeleściły trzciny,
złowieszcze niczym suchy chichot.
Nikt
nie zwrócił uwagi na porwanie słońca, bo w tej samej chwili potężne
obozowisko rozjarzyło się setką świateł. Ogniska i pochodnie jedne po drugich
rozświetliły mrok. W czarnych brzuchach kociołków bulgotały polewki. Na długich
rusztach giermkowie obracali kuropatwy i zające, odganiając węszące za strawą psy.
Słudzy przemykali między taborami a namiotami swych panów, ściskając
w objęciach beczułki piwa i zamknięte woskiem dzbany wina. Tu i tam, przy ogniu,
w każdej części wielkiego obozu zaczynały pobrzmiewać pieśni. Jeszcze nieśmiałe,
jeszcze zbyt trzeźwo trzymające się głosy.
Niekończące się
pole
jasnych płacht namiotów, choć z dala wydawać się mogło
jednym obozowiskiem, w istocie było podzielone, jak kraj.
Wielkie
rody Nałęczów, Grzymałów, Łodziów i Zarembów, Porajów
i Leszczyców, skupione wokół własnych chorągwi, zajęły centrum obozowiska,
spychając na jego obrzeża chorągwie panów z Pałuk, Odrowążów, Godziembów
i Okszów. Korabici i Doliwowie trzymali się z boku. Tak więc nie był to jeden obóz,
lecz wiele mniejszych, pilnie strzeżonych przy granicach, tak że nawet słudzy
poszczególnych rodowców nie pożyczali sobie łyżek do mieszania w kotłach ani soli do
doprawienia polewki.
Między
wysokimi
namiotami głów rodzin, baronów księstwa, krążyli ludzie
joannitów, przepuszczani przez straże na znak białego krzyża. Tylko im rodowcy
skłonni byli powierzyć swe układane w gorących naradach poselstwa zmierzające do
ponadrodowego przymierza.
— Grzymałowie
do
Nałęczów!

Droga
wolna.
— Nałęczowie
do
Łodziów!
— Przejście! Przejście!

Poraje
do Leszczyców!
— Tędy, panie.
Żadne wiadomości
nie
wychodziły jedynie z wielkiego okrągłego namiotu
z chorągwią Zarembów — Czarnym Półlwem. Wewnątrz, wokół masywnego stołu,
siedzieli bracia: Janek, Arkenbold, Szymon i Marcin. Na zasłanym mapą Starszej
Polski stole grali w kości. Milczący płomiennowłosy giermek nalewał swym panom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • upanicza.keep.pl