Eragon - PAOLINI CHRISTOPHER, Ebooki w TXT
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Paolini ChristopherEragonDZIEDZICTWA KSIEGA PIERWSZAPROLOG: Cien grozyWiatr zawodzil w ciemnosciach, niosac ze soba won, ktora moglaby odmienic losy swiata. Wysoki Cien uniosl glowe i zaczal weszyc w powietrzu. Wygladal jak czlowiek, tyle ze mial szkarlatne wlosy i rdzawoczerwone oczy.Wzdrygnal sie zdumiony. Wiadomosc okazala sie prawda: byli tu. A moze to pulapka? Rozwazyl wszystkie za i przeciw, po czym rzekl lodowatym glosem:-Rozdzielcie sie, ukryjcie za drzewami i krzakami. Musicie zatrzymac kazdego, kto sie tu zjawi... albo sami zginiecie.Otaczajaca go dwunastka urgali, uzbrojonych w krotkie miecze I okragle zelazne tarcze pokryte czarnymi symbolami, rozbiegla sie, glosno szurajac. One takze przypominaly ludzi o krzywych nogach I grubych masywnych ramionach, jakby stworzonych do tego, by miazdzyc w smiertelnym uchwycie. Znad malych uszu wyrastaly skrecone rogi. Potworne istoty ukryly sie wsrod poszycia, pomrukujac glosno. Wkrotce szelest lisci ucichl i w lesie znow zapanowal spokoj.Cien wyjrzal na szlak zza grubego pnia drzewa. Zaden czlowiek nie dostrzeglby niczego w takiej ciemnosci, dla niego jednak slabiutka poswiata ksiezyca byla jasna niczym promienie slonca, zalewajace drzewa.Widzial wyraznie i ostro najdrobniejszy szczegol. Trwal bez ruchu, nienaturalnie cicho, sciskajac w dloni dlugi jasny miecz. Wzdluz klingi bieglo cieniutkie krete wyzlobienie. Bron byla wystarczajaco waska, by wniknac miedzy zebra, lecz dosc solidna, by przeciac nawet najtwardsza zbroje.Urgale nie widzialy tak dobrze jak Cien, poruszaly sie po omacku niczym slepi zebracy, niezdarnie wymachujac bronia. Nagle cisze przeszylo donosne pohukiwanie sowy. Czekali w napieciu, az ptak odleci. Potwory zadrzaly w zimnym nocnym powietrzu. Jeden z nich nastapil ciezkim butem na galazke, ktora pekla z trzaskiem. Cien syknal gniewnie i urgale skulily sie przerazone. Z trudem zwalczyl niesmak - cuchnely zepsutym miesem - i odwrocil glowe. To tylko narzedzia, nic wiecej.Minuty zamienialy sie w godziny, a Cien z trudem opanowywal zniecierpliwienie. Won musiala daleko wyprzedzac swych wlascicieli. Nie pozwolil urgalom wstac ani sie rozgrzac. Sobie takze odmowil tego luksusu. Czuwal za drzewem, nieustannie obserwujac szlak. Lasem zakolysal kolejny powiew wiatru. Tym razem won byla silniejsza. Podniecony, uniosl cienka warge, odslaniajac zeby.-Szykujcie sie - szepnal.Cale jego cialo wibrowalo, czubek miecza zataczal nieduze kregi. Trzeba bylo wielu knowan i wiele bolu, by doprowadzic go do tej chwili. Nie mogl teraz przegrac, stracic wszystkiego.Gleboko osadzone oczy urgali rozblysly pod nawisami masywnych brwi. Stwory mocniej chwycily bron. Cien pierwszy uslyszal brzek: cos twardego uderzylo o kamien. Z mroku wylonily sie niewyrazne plamy szarosci, ktore zblizaly sie z kazda chwila.Trzy biale konie niosly jezdzcow wprost w pulapke. Dumnie unosily glowy, ich grzywy falowaly w blasku ksiezyca niczym zywe srebro.Na pierwszym rumaku siedzial elf o spiczastych uszach i eleganckich ukosnych brwiach. Byl smukly, lecz silny i gibki niczym rapier. Przez ramie przewiesil potezny luk. U boku, naprzeciw kolczana pelnego strzal o lotkach z labedzich pior, zwisal miecz.Ostatni jezdziec mial podobna jasna twarz i ostre rysy. W prawej dloni trzymal dluga wlocznie, u pasa wisial bialy sztylet. Glowe okrywal mu kunsztownej roboty helm, zdobiony bursztynem i zlotem.Miedzy nimi jechala kruczowlosa elfia dama. Zdawala sie promieniowac spokojem; ciemne oczy plonely w okolonej czarnymi lokami twarzy. Stroj miala prosty, co jeszcze podkreslalo jej niezwykla urode. Do pasa przytroczyla miecz, a przez plecy przerzucila dlugi luk i kolczan. Przed soba w siodle wiozla sakwe - co chwila zerkala na nia, jakby upewniajac sie, ze wciaz tam jest.Jeden z elfow przemowil, znizajac glos; Cien nie doslyszal jego slow. Dama odpowiedziala wladczo i jej straznicy zamienili sie miejscami: ten w helmie wyjechal naprzod, pewniej chwytajac wlocznie. Bez zadnych podejrzen mineli kryjowke Cienia i kilku pierwszych urgali.Cien juz czul smak zwyciestwa, gdy wtem wiatr gwaltownie zmienil kierunek i powial w strone elfow, niosac ciezki smrod urgali. Konie parsknely gniewnie, zarzucajac lbami. Jezdzcy zesztywnieli, rozejrzeli sie niespokojnie, blyskawicznie zawrocili wierzchowce i pogalopowali z powrotem.Rumak elfiej damy wystrzelil naprzod, pozostawiajac straznikow daleko w tyle. Porzucajac kryjowke, urgale wypuscily w ich slady deszcz czarnych strzal. Cien wyskoczyl zza pnia i wykrzyknal:-Garjzla!Z jego reki wytrysnal czerwony plomien, zalewajac drzewa blaskiem barwy krwi. Promien trafil wierzchowca elfki, ktory runal na ziemie z przeszywajacym kwikiem. Elfka z nieludzka szybkoscia zeskoczyla mu z grzbietu, wyladowala lekko i obejrzala sie przez ramie na straznikow.Smiercionosne strzaly urgali zdazyly juz powalic obu elfow. Wojownicy spadli ze swych szlachetnych rumakow i legli na ziemi w kaluzach krwi. Urgale rzucily sie ku nim.-Za nia! - krzyknal Cien. - To ja chce dostac!Stwory wymamrotaly cos w odpowiedzi i popedzily sciezka. Na widok dwoch martwych towarzyszy, z ust elfki dobyl sie cichy krzyk. Postapila krok ku nim, potem jednak przeklela wrogow i smignela w las.Podczas gdy urgale miotaly sie wsrod pni, Cien wspial sie na sterczaca ponad wierzcholkami drzew granitowa iglice. Widzial stamtad caly otaczajacy ich las. Uniosl reke, powiedzial: Beetq istarli! i cwiercmilowy odcinek lasu stanal w plomieniach. Z ponura determinacja Cien wypalal kolejne fragmenty, az w koncu miejsce pulapki otoczyl pierscien ognia o srednicy poltorej mili - rozzarzona korona posrod ciemnych drzew. Zadowolony obserwowal uwaznie krag, pilnujac, by ogien nie przygasl.Obrecz ognia zaciesniala sie, zmniejszajac teren, ktory musialy przeszukac urgale. Nagle Cien uslyszal wrzaski i ochryply krzyk. Pomiedzy drzewami dostrzegl poruszenie: trzy smiertelnie ranione stwory runely na ziemie. Ujrzal tez elfke, uciekajaca przed pozostalymi urgalami.Z niewiarygodna szybkoscia biegla w strone granitowej iglicy. Cien obejrzal uwaznie teren dwadziescia stop nizej, po czym skoczyl i wyladowal zrecznie tuz przed nia. Uskoczyla gwaltownie i rzucila sie biegiem ku sciezce. Z jej miecza sciekala czarna krew urgali, plamiac trzymana w dloni sakwe.Rogate potwory wynurzyly sie z lasu i otoczyly elfke, odcinajac jej droge ucieczki. Osaczona, rozgladala sie gwaltownie w poszukiwaniu wyjscia. Gdy go nie dostrzegla, wyprostowala sie i z krolewska wzgarda spojrzala na przesladowcow. Cien podszedl do niej, unoszac reke, napawajac sie bezradnoscia zdobyczy.-Brac ja.W chwili gdy urgale skoczyly naprzod, elfka otworzyla sakwe, cos wyjela i upuscila ja na ziemie. W dloniach trzymala duzy szafirowy kamien, w ktorym odbijal sie gniewny blask pozarow. Podniosla go nad glowe, jej wargi poruszyly sie, formulujac desperackie slowa.-Garjzla! - rzucil gwaltownie Cien.Z jego dloni wystrzelila kula czerwonego ognia i poleciala ku elfce, chyzo niczym strzala. Spoznila sie jednak. Na moment las zalala szmaragdowa poswiata, kamien zniknal - a potem czerwony ogien powalil ja na ziemie.Cien zawyl z wscieklosci i ruszyl naprzod, uderzajac gniewnie mieczem w drzewo. Klinga do polowy zaglebila sie w pniu i tkwila tam, wibrujac. Wystrzelil z dloni dziewiec promieni energii, natychmiast zabijajac urgale, po czym uwolnil miecz i podszedl do elfki.Z jego ust posypaly sie proroctwa zemsty, wypowiedziane w potwornym, tylko jemu znanym jezyku. Zaciskajac chude dlonie, spojrzal wsciekle w niebo. Zimne gwiazdy patrzyly na niego spokojnie niczym obserwatorzy z innego swiata. Z niesmakiem wykrzywil usta, po czym pochylil sie nad nieprzytomna elfka.Jej uroda, ktora zachwycilaby kazdego smiertelnika, dla niego nic nie znaczyla. Sprawdzil, czy kamien zniknal, i przywolal czekajacego wsrod drzew wierzchowca. Przywiazawszy elfke do siodla, wskoczyl na grzbiet konia i ruszyl naprzod.Zgasil plomienie na swej drodze, ale reszcie pozwolil plonac.OdkrycieEragon uklakl na zdeptanej, zbrazowialej trawie i fachowym okiem zmierzyl slady. Mowily mu, ze jelenie byly na lace zaledwie pol godziny wczesniej; wkrotce zlegna na noc. Jego cel, niewielka, wyraznie kustykajaca na lewa przednia noge lania wciaz wedrowala ze stadem. Dziwne, ze dotarla tak daleko i nie padla ofiara niedzwiedzia badz wilka.Niebo bylo czyste i ciemne. Wial lekki wietrzyk. Znad otaczajacych go gor przyplynal srebrzysty oblok. Promienie ciezkiego ksiezyca w pelni, usadowionego miedzy dwoma szczytami, zabarwily krawedzie chmury na pomaranczowo. Z gorskich lodowcow i snieznych czap na wierzcholkach splywaly po zboczach polyskliwe strumienie. Z dna doliny leniwie podnosila sie mgla, dosc gesta, by niemal przyslonic mu stopy.Eragon mial pietnascie lat, od osiagniecia wieku meskiego dzielil go niecaly rok. Spod ciemnych brwi na swiat spogladaly zywe, brazowe oczy. Ubranie mial znoszone, u pasa wisial w pochwie noz mysliwski z kosciana rekojescia. Futeral z kozlej skory chronil cisowy luk przed rosa. Na plecy zarzucil wzmocniona drewniana rama torbe.Jelenie zawiodly go daleko w glab Koscca, lancucha dzikich, niezbadanych gor, biegnacego wzdluz krainy Alagaesii. O gorach tych krazyly niezwykle opowiesci i pochodzilo stamtad wielu rownie niezwyklych ludzi. Otaczala je zlowroga atmosfera, lecz Eragon nie lekal sie Koscca - byl jedynym mysliwym z okolic Carvahall, ktory odwazyl sie tropic zwierzyne wsrod poszarpanych gorskich skal.Polowanie trwalo juz trzecia noc, powoli konczyl mu sie prowiant. Jesli nie zdola zabic lani, bedzie musial wrocic do domu z pustymi rekami. Rodzina potrzebowala miesa - zima nadchodzila szybkimi krokami, a nie stac ich bylo na zakupy w Carvahall.Eragon podniosl sie i ruszyl naprzod pewnym siebie krokiem przez skapany w krwistym ksiezycowym blasku las. Podazal w strone polany, na ktorej z pewnoscia spoczely jelenie. Drz... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl upanicza.keep.pl
Paolini ChristopherEragonDZIEDZICTWA KSIEGA PIERWSZAPROLOG: Cien grozyWiatr zawodzil w ciemnosciach, niosac ze soba won, ktora moglaby odmienic losy swiata. Wysoki Cien uniosl glowe i zaczal weszyc w powietrzu. Wygladal jak czlowiek, tyle ze mial szkarlatne wlosy i rdzawoczerwone oczy.Wzdrygnal sie zdumiony. Wiadomosc okazala sie prawda: byli tu. A moze to pulapka? Rozwazyl wszystkie za i przeciw, po czym rzekl lodowatym glosem:-Rozdzielcie sie, ukryjcie za drzewami i krzakami. Musicie zatrzymac kazdego, kto sie tu zjawi... albo sami zginiecie.Otaczajaca go dwunastka urgali, uzbrojonych w krotkie miecze I okragle zelazne tarcze pokryte czarnymi symbolami, rozbiegla sie, glosno szurajac. One takze przypominaly ludzi o krzywych nogach I grubych masywnych ramionach, jakby stworzonych do tego, by miazdzyc w smiertelnym uchwycie. Znad malych uszu wyrastaly skrecone rogi. Potworne istoty ukryly sie wsrod poszycia, pomrukujac glosno. Wkrotce szelest lisci ucichl i w lesie znow zapanowal spokoj.Cien wyjrzal na szlak zza grubego pnia drzewa. Zaden czlowiek nie dostrzeglby niczego w takiej ciemnosci, dla niego jednak slabiutka poswiata ksiezyca byla jasna niczym promienie slonca, zalewajace drzewa.Widzial wyraznie i ostro najdrobniejszy szczegol. Trwal bez ruchu, nienaturalnie cicho, sciskajac w dloni dlugi jasny miecz. Wzdluz klingi bieglo cieniutkie krete wyzlobienie. Bron byla wystarczajaco waska, by wniknac miedzy zebra, lecz dosc solidna, by przeciac nawet najtwardsza zbroje.Urgale nie widzialy tak dobrze jak Cien, poruszaly sie po omacku niczym slepi zebracy, niezdarnie wymachujac bronia. Nagle cisze przeszylo donosne pohukiwanie sowy. Czekali w napieciu, az ptak odleci. Potwory zadrzaly w zimnym nocnym powietrzu. Jeden z nich nastapil ciezkim butem na galazke, ktora pekla z trzaskiem. Cien syknal gniewnie i urgale skulily sie przerazone. Z trudem zwalczyl niesmak - cuchnely zepsutym miesem - i odwrocil glowe. To tylko narzedzia, nic wiecej.Minuty zamienialy sie w godziny, a Cien z trudem opanowywal zniecierpliwienie. Won musiala daleko wyprzedzac swych wlascicieli. Nie pozwolil urgalom wstac ani sie rozgrzac. Sobie takze odmowil tego luksusu. Czuwal za drzewem, nieustannie obserwujac szlak. Lasem zakolysal kolejny powiew wiatru. Tym razem won byla silniejsza. Podniecony, uniosl cienka warge, odslaniajac zeby.-Szykujcie sie - szepnal.Cale jego cialo wibrowalo, czubek miecza zataczal nieduze kregi. Trzeba bylo wielu knowan i wiele bolu, by doprowadzic go do tej chwili. Nie mogl teraz przegrac, stracic wszystkiego.Gleboko osadzone oczy urgali rozblysly pod nawisami masywnych brwi. Stwory mocniej chwycily bron. Cien pierwszy uslyszal brzek: cos twardego uderzylo o kamien. Z mroku wylonily sie niewyrazne plamy szarosci, ktore zblizaly sie z kazda chwila.Trzy biale konie niosly jezdzcow wprost w pulapke. Dumnie unosily glowy, ich grzywy falowaly w blasku ksiezyca niczym zywe srebro.Na pierwszym rumaku siedzial elf o spiczastych uszach i eleganckich ukosnych brwiach. Byl smukly, lecz silny i gibki niczym rapier. Przez ramie przewiesil potezny luk. U boku, naprzeciw kolczana pelnego strzal o lotkach z labedzich pior, zwisal miecz.Ostatni jezdziec mial podobna jasna twarz i ostre rysy. W prawej dloni trzymal dluga wlocznie, u pasa wisial bialy sztylet. Glowe okrywal mu kunsztownej roboty helm, zdobiony bursztynem i zlotem.Miedzy nimi jechala kruczowlosa elfia dama. Zdawala sie promieniowac spokojem; ciemne oczy plonely w okolonej czarnymi lokami twarzy. Stroj miala prosty, co jeszcze podkreslalo jej niezwykla urode. Do pasa przytroczyla miecz, a przez plecy przerzucila dlugi luk i kolczan. Przed soba w siodle wiozla sakwe - co chwila zerkala na nia, jakby upewniajac sie, ze wciaz tam jest.Jeden z elfow przemowil, znizajac glos; Cien nie doslyszal jego slow. Dama odpowiedziala wladczo i jej straznicy zamienili sie miejscami: ten w helmie wyjechal naprzod, pewniej chwytajac wlocznie. Bez zadnych podejrzen mineli kryjowke Cienia i kilku pierwszych urgali.Cien juz czul smak zwyciestwa, gdy wtem wiatr gwaltownie zmienil kierunek i powial w strone elfow, niosac ciezki smrod urgali. Konie parsknely gniewnie, zarzucajac lbami. Jezdzcy zesztywnieli, rozejrzeli sie niespokojnie, blyskawicznie zawrocili wierzchowce i pogalopowali z powrotem.Rumak elfiej damy wystrzelil naprzod, pozostawiajac straznikow daleko w tyle. Porzucajac kryjowke, urgale wypuscily w ich slady deszcz czarnych strzal. Cien wyskoczyl zza pnia i wykrzyknal:-Garjzla!Z jego reki wytrysnal czerwony plomien, zalewajac drzewa blaskiem barwy krwi. Promien trafil wierzchowca elfki, ktory runal na ziemie z przeszywajacym kwikiem. Elfka z nieludzka szybkoscia zeskoczyla mu z grzbietu, wyladowala lekko i obejrzala sie przez ramie na straznikow.Smiercionosne strzaly urgali zdazyly juz powalic obu elfow. Wojownicy spadli ze swych szlachetnych rumakow i legli na ziemi w kaluzach krwi. Urgale rzucily sie ku nim.-Za nia! - krzyknal Cien. - To ja chce dostac!Stwory wymamrotaly cos w odpowiedzi i popedzily sciezka. Na widok dwoch martwych towarzyszy, z ust elfki dobyl sie cichy krzyk. Postapila krok ku nim, potem jednak przeklela wrogow i smignela w las.Podczas gdy urgale miotaly sie wsrod pni, Cien wspial sie na sterczaca ponad wierzcholkami drzew granitowa iglice. Widzial stamtad caly otaczajacy ich las. Uniosl reke, powiedzial: Beetq istarli! i cwiercmilowy odcinek lasu stanal w plomieniach. Z ponura determinacja Cien wypalal kolejne fragmenty, az w koncu miejsce pulapki otoczyl pierscien ognia o srednicy poltorej mili - rozzarzona korona posrod ciemnych drzew. Zadowolony obserwowal uwaznie krag, pilnujac, by ogien nie przygasl.Obrecz ognia zaciesniala sie, zmniejszajac teren, ktory musialy przeszukac urgale. Nagle Cien uslyszal wrzaski i ochryply krzyk. Pomiedzy drzewami dostrzegl poruszenie: trzy smiertelnie ranione stwory runely na ziemie. Ujrzal tez elfke, uciekajaca przed pozostalymi urgalami.Z niewiarygodna szybkoscia biegla w strone granitowej iglicy. Cien obejrzal uwaznie teren dwadziescia stop nizej, po czym skoczyl i wyladowal zrecznie tuz przed nia. Uskoczyla gwaltownie i rzucila sie biegiem ku sciezce. Z jej miecza sciekala czarna krew urgali, plamiac trzymana w dloni sakwe.Rogate potwory wynurzyly sie z lasu i otoczyly elfke, odcinajac jej droge ucieczki. Osaczona, rozgladala sie gwaltownie w poszukiwaniu wyjscia. Gdy go nie dostrzegla, wyprostowala sie i z krolewska wzgarda spojrzala na przesladowcow. Cien podszedl do niej, unoszac reke, napawajac sie bezradnoscia zdobyczy.-Brac ja.W chwili gdy urgale skoczyly naprzod, elfka otworzyla sakwe, cos wyjela i upuscila ja na ziemie. W dloniach trzymala duzy szafirowy kamien, w ktorym odbijal sie gniewny blask pozarow. Podniosla go nad glowe, jej wargi poruszyly sie, formulujac desperackie slowa.-Garjzla! - rzucil gwaltownie Cien.Z jego dloni wystrzelila kula czerwonego ognia i poleciala ku elfce, chyzo niczym strzala. Spoznila sie jednak. Na moment las zalala szmaragdowa poswiata, kamien zniknal - a potem czerwony ogien powalil ja na ziemie.Cien zawyl z wscieklosci i ruszyl naprzod, uderzajac gniewnie mieczem w drzewo. Klinga do polowy zaglebila sie w pniu i tkwila tam, wibrujac. Wystrzelil z dloni dziewiec promieni energii, natychmiast zabijajac urgale, po czym uwolnil miecz i podszedl do elfki.Z jego ust posypaly sie proroctwa zemsty, wypowiedziane w potwornym, tylko jemu znanym jezyku. Zaciskajac chude dlonie, spojrzal wsciekle w niebo. Zimne gwiazdy patrzyly na niego spokojnie niczym obserwatorzy z innego swiata. Z niesmakiem wykrzywil usta, po czym pochylil sie nad nieprzytomna elfka.Jej uroda, ktora zachwycilaby kazdego smiertelnika, dla niego nic nie znaczyla. Sprawdzil, czy kamien zniknal, i przywolal czekajacego wsrod drzew wierzchowca. Przywiazawszy elfke do siodla, wskoczyl na grzbiet konia i ruszyl naprzod.Zgasil plomienie na swej drodze, ale reszcie pozwolil plonac.OdkrycieEragon uklakl na zdeptanej, zbrazowialej trawie i fachowym okiem zmierzyl slady. Mowily mu, ze jelenie byly na lace zaledwie pol godziny wczesniej; wkrotce zlegna na noc. Jego cel, niewielka, wyraznie kustykajaca na lewa przednia noge lania wciaz wedrowala ze stadem. Dziwne, ze dotarla tak daleko i nie padla ofiara niedzwiedzia badz wilka.Niebo bylo czyste i ciemne. Wial lekki wietrzyk. Znad otaczajacych go gor przyplynal srebrzysty oblok. Promienie ciezkiego ksiezyca w pelni, usadowionego miedzy dwoma szczytami, zabarwily krawedzie chmury na pomaranczowo. Z gorskich lodowcow i snieznych czap na wierzcholkach splywaly po zboczach polyskliwe strumienie. Z dna doliny leniwie podnosila sie mgla, dosc gesta, by niemal przyslonic mu stopy.Eragon mial pietnascie lat, od osiagniecia wieku meskiego dzielil go niecaly rok. Spod ciemnych brwi na swiat spogladaly zywe, brazowe oczy. Ubranie mial znoszone, u pasa wisial w pochwie noz mysliwski z kosciana rekojescia. Futeral z kozlej skory chronil cisowy luk przed rosa. Na plecy zarzucil wzmocniona drewniana rama torbe.Jelenie zawiodly go daleko w glab Koscca, lancucha dzikich, niezbadanych gor, biegnacego wzdluz krainy Alagaesii. O gorach tych krazyly niezwykle opowiesci i pochodzilo stamtad wielu rownie niezwyklych ludzi. Otaczala je zlowroga atmosfera, lecz Eragon nie lekal sie Koscca - byl jedynym mysliwym z okolic Carvahall, ktory odwazyl sie tropic zwierzyne wsrod poszarpanych gorskich skal.Polowanie trwalo juz trzecia noc, powoli konczyl mu sie prowiant. Jesli nie zdola zabic lani, bedzie musial wrocic do domu z pustymi rekami. Rodzina potrzebowala miesa - zima nadchodzila szybkimi krokami, a nie stac ich bylo na zakupy w Carvahall.Eragon podniosl sie i ruszyl naprzod pewnym siebie krokiem przez skapany w krwistym ksiezycowym blasku las. Podazal w strone polany, na ktorej z pewnoscia spoczely jelenie. Drz... [ Pobierz całość w formacie PDF ]