Esperia, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zbigniew Dworak �� � � Esperia� � - Panie Prezydencie! Dwana�cie kosmolot�w nie pojawi�o si� do tej pory.� � - S�dzi pan, Dyrektorze, �e uleg�y zag�adzie?� � - Nie. Raczej zagin�y. W przypadku awarii lub katastrofy wiod�cy kosmolot otrzyma�by odpowiedni� informacj�.� � - Co m�wi� astronomowie?� � - Twierdz�, �e zej�cie z kursu jest wykluczone. Zreszt� zej�cie z kursu aparatura kontrolna tych dwunastu kosmolot�w potraktowa�aby jako awari� i odebraliby�my stosowny sygna�. Poza tym wywo�ujemy ka�dy z tych kosmolot�w ju� od tygodnia. Bez rezultatu.� � - No c� - powiedzia� Prezydent. - Wszyscy s� omylni. B��dy w sterowaniu i nawigacji mog�y powoli narasta� i automaty kontrolne mog�y nie zarejestrowa� tego w por�. By� mo�e za wcze�nie rozpocz�to hamowanie, tak i� w obecnej chwili kosmoloty odleg�e s� od nas o ca�y rok podr�y.� � -Ma�o prawdopodobne. Pan wie; panie Prezydencie, kto znajdowa� si� w tych kosmolotach.� � - Tak. Wi�c uwa�a pan, �e byliby zdolni?...� � - Nic nie uwa�am. Stwierdzam tylko fakt, �e dwana�cie kosmolot�w nie przyby�o w przewidzianym terminie - stwierdzi� oschle Dyrektor S�u�by ��czno�ci. - Chodzi tylko o to, co zakomunikujemy pozosta�ym.� � - Prawd�.� � -Ca�� prawd�?...� � ... i tylko prawd�. A jak pan sobie wyobra�a�? �e zaczniemy od k�amstwa? Ca�y zamiar uda� si� tylko dlatego, �e powiedzieli�my we w�a�ciwym momencie ludziom ca�� prawd�! Pan zapomnia� o tym? Gdyby�my stracili wtedy zaufanie... Szkoda zreszt� teraz o tym m�wi�. Chyba zdaje sobie pan spraw�, �e Rz�d Federacji Ziemskiej nie prowadzi polityki minionych stuleci - polityki ok�amywania swoich narod�w?� � - Tak jest! Ja rozumiem... ale... ta wyj�tkowa sytuacja... - Dobrze. Poda wi�c pan komunikat zgodny z prawd�. - Nawet je�liby to mia�o wywo�a� wrzenie i niepok�j?� � - Nawet. Poza tym komunikuj� panu, �e zamierza�em dokooptowa� pana do ministerium informacji. Niestety, pa�skie pogl�dy zmuszaj� mnie do zrewidowania decyzji. W najwy�szych w�adzach nie powinno by� ludzi maj�cych sk�onno�ci do ukrywania prawdy. Rozumiem pana obawy... i nie traci pan mojego zaufania jako Dyrektor S�u�by ��czno�ci.��� Esperia by�a planet� po�o�on� najbli�ej Tolimaka A. Obiega�a swoje s�o�ce po niemal ko�owej orbicie po�o�onej prawie dok�adnie w p�aszczy�nie orbity Tolimaka B i zachowywa�a stabilno�� swego ruchu przez milionolecia.� � Mimo zasadniczych r�nic uk�adowych wykazywa�a Esperia sporo zach�caj�cych podobie�stw do Ziemi. Kr�tszy by� jej okres obiegu wok� Tolimaka A, ale i kr�tsza doba - nieco ponad 20 godzin. Tlenu w atmosferze by�o nieco mniej, lecz r�nic� t� kompensowa�o mniejsze przyci�ganie. I wreszcie najwa�niejsza i zarazem najprzyjemniejsza r�nica: o� ruchu wirowego planety by�a niemal prostopad�a do jej orbity, dzi�ki czemu na Esperii nie by�o p�r roku - panowa�a wieczna wiosna. Gwiazd� polarn� dla Esperii by� jasny, czerwony Arktur. S�o�ce, widziane z uk�adu Tolimaka, stanowi�o najja�niejsz� gwiazd� w Kasjopei.� � Esperia nie mia�a w�asnego ksi�yca za to przez ka�de p� roku na jej nocnym niebie �wieci� Tolimak B. Jego jasno�� widoma wynosi�a minus dziewi�tna�cie wielko�ci gwiazdowych, czyli tyle, ile wynosi jasno�� widoma S�o�ca obserwowanego z Plutona. Przez drug� potow� roku obie gwiazdy uk�adu Tolimaka �wieci�y na dziennym niebie Esperii, a poniewa� p�aszczyzny orbit Tolimaka A i planety pokrywa�y si� - rokrocznie mo�na by�o obserwowa� za�mienie Tolimaka B przez Tolimaka A.� � Noc�, niby odleg�a latarnia nieba, rozb�yskiwa�a porozumiewawczo s�siadka uk�adu Tolimaka - czerwona Proksima. Odkry�a Esperi� przed p�wieczem sonda "Interstellar VI". Przes�ane przez ni� obrazy planety wzbudzi�y sensacj�, obali�y bowiem powszechny pogl�d, �e prawdopodobie�stwo spotkania �ycia na planecie, nale��cej do uk�adu gwiazdy podw�jnej, jest znikome.� � Jeszcze dziesi�� lat temu Esperia by�a rajsk�, dziewicza planet�, a, dzi� zamieszkiwa�o j� blisko trzy miliardy ludzi! By� to gigantyczny exodus, jakiego wcze�niej ludzko�� nie zna�a i tylko z trudem mog�a go sobie wyobrazi�.� � Ka�dej nocy spogl�dano w kierunku Kasjopei, na tle kt�rej ja�nia�o S�o�ce. Pierwsze obserwatorium astronomiczne zbudowane na Esperii prowadzi�o niemal wy��cznie obserwacje S�o�ca. Ka�dego dnia od chwili uruchomienia ��czno�ci dzwoni�y w obserwatorium radiotelefony - dowiadywano si�, co nowego na S�o�cu? Wed�ug przewa�aj�cej opinii astrofizyk�w S�o�ce mia�o w najbli�szym czasie, ,podczas kolejnego maksimum aktywno�ci, kilkakrotnie ,rozb�ysn��, po. czym powinno powr�ci� do stanu "spokojnego S�o�ca" na nast�pne miliardy lat.� � Zjawisko narastania aktywno�ci s�onecznej w maksimum zosta�o zauwa�one ju� w drugiej po�owie dwudziestego wieku. Przed trzydziestu z g�r� laty grupa heliofizyk�w europejskich dosz�a do wniosku, �e podczas kolejnego maksimum dwudziestodwuletniego cyklu, na kt�ry na�o�y si� maksimum wiekowego cyklu zmian aktywno�ci s�onecznej, nast�pi� rozb�yski pierwszy kr�tkotrwa�y, o amplitudzie jednej wielko�ci gwiazdowej oraz kilka nast�pnych, d�u�szych, lecz o zmniejszaj�cej si� amplitudzie.� � Nie wszyscy uczeni podzielali ten pogl�d. Inna szko�a astrofizyczna twierdzi�a, �e chocia� rozb�yski nie s� wykluczone, to jednak amplituda ich b�dzie niewielka, a przeto Ziemi nie zagra�a �adne niebezpiecze�stwo.� � Kres sporowi heliofizyk�w po�o�y�a wizyta... Kosmit�w, kt�ra na przek�r od dawna rozwijanemu na podobn� okazj� optymizmowi - przerodzi�a si� w konflikt i inwazj�.� � Oczekiwany przez stulecia, szczeg�lnie przez pasjonat�w CETI, "pierwszy kontakt" przyni�s� mieszka�com Ziemi gorzkie rozczarowanie.��� Kiedy Prezydent powr�ci� z kolejnej inspekcji wszystkich zamieszkanych l�d�w Esperii, czeka� na niego Dyrektor S�u�by ��czno�ci wraz z grup� wsp�pracownik�w.� � - Panie Prezydencie - zameldowa� z przej�ciem Dyrektor - otrzymali�my wiadomo�� od zaginionych kosmolot�w!� � - Nareszcie - powiedzia� Prezydent, ale z miny jego mo�na by�o wywnioskowa�, �e wola�by otrzyma� t� wiadomo�� dopiero po nale�ytym odpoczynku.� � Zaprosi� wszystkich do gabinetu i wezwa� heliofizyk�w. Dyrektor S�u�by ��czno�ci nerwowo zwija� i rozwija� ta�m� wydruku z dekodera. Nadeszli heliofizycy.� � - Prosz�, niech pan czyta - powiedzia� Prezydent znu�onym g�osem.� � Dyrektor podni�s� wzrok.� � - W�a�ciwie... niewiele tu jest do czytania. Sygna� by� s�aby i w wielu miejscach przekaz uleg� zatarciu, b�d� te� zniekszta�ceniu. Odczytali�my tyle: "... poniewa� rozb�ysk S�o�ca nast�pi... uwa�ali�my... (zawr�ci�) na ziemi� po pokonaniu... trasy... (nie) zgadzali�my si�... w palni (z)... opuszczenia ziemi i dlatego... kiedy rozb�yski (wygasn�?)... na ziemi�... je�eli rozb�yski nie b�d� zbyt intensywne... powinni opu�ci� (ziemi�)... nie znosz�... temperatur (i)... przebywa� na ch�odnych (?)... prosimy... je�eli... zawsze... (z) powrotem...". To wszystko.� � Prezydent my�la� w zamy�leniu. Dyrektor chrz�kn�� delikatnie.� � - Rzeczywi�cie niewiele - powiedzia� Prezydent unosz�c powieki. - W czym mog� by� wam pomocny? Zarz�dzi� ekspedycj� karn�? Kto wie, czy nie post�pili lepiej, rozs�dniej? M�j poprzednik by� pewien s�uszno�ci swego zdania, ja ju� taki pewien nie jestem. Co powiedz� heliofizycy?� � Uczeni wymienili mi�dzy sob� spojrzenia.� � - W jednym jeste�my zgodni w zupe�no�ci - zabra� g�os profesor Orwid. - Nasz wysi�ek nie poszed� na marne. Chocia� porzucenie Ziemi by�o rzecz� przykr�, tragiczn�, to jednak teraz ludzko�� b�dzie mog�a zamieszkiwa� dwa systemy gwiezdne, a nie musz� chyba wyja�nia�, jak donios�e ma to znaczenie.� � Prezydent skin�� g�ow�.� � - Wracaj�c do komunikatu - ci�gn�� dalej profesor nale�y s�dzi�, �e jedna z czuwaj�cych grup powzi�a decyzj� zawr�cenia, kiedy przebyli�my ju� po�ow� odleg�o�ci S�o�ce-Tolimak. Rozumowanie tych ludzi wydaje si� zreszt� s�uszne. Powr�t dwunastu kosmolot�w do Uk�adu S�onecznego nast�pi w kilka lat po rozb�ysku. Po Kosmitach nie powinno by� ju� �ladu, co wi�cej - nie zdecyduj� si� oni ponownie przyby� w okolice S�o�ca, uznaj� System S�oneczny za nieprzydatny do kolonizacji.� � - Kiedy nast�pi rozb�ysk S�o�ca?� � - Spodziewamy si� go zaobserwowa� ju� wkr�tce. Pe�nimy ci�gle dy�ur.� � - ..le�eli S�o�ce nie rozb�y�nie?... - Prezydent zawiesi� g�os.� � - Wtedy dwana�cie kosmolot�w zginie. Wtedy na Esperii zaczn� si� rozruchy i...� � - Dwana�cie kosmolot�w... To prawie sto dwadzie�cia milion�w ludzi!� � - Nie mogliby zawr�ci�? - wtr�ci� pytanie Dyrektor.� � - Nie! Chyba pami�ta pan, ile mieli�my zapas�w energii?! Zapad�o milczenie.� � - S�dz� - naruszy� cisz� profesor - �e pan Prezydent powinien zwo�a� konferencj� naukowc�w - g��wnie astronom�w, biolog�w, cybernetyk�w, psycholog�w, socjolog�w, technik�w rakietowych... Staniemy wkr�tce przed konieczno�ci� powzi�cia decyzji, niezwykle istotnych, od kt�rych, by� mo�e zale�e� b�d� dalsze losy ziemskiej cywilizacji. Trzeba przedtem rozwa�y� wiele problem�w, sformu�owa� alternatywy, ujednolici� oceny decyzji przesz�ych.��� Jak mo�na si� by�o spodziewa�, konferencja nie potrafi�a zdecydowanie odpowiedzie� na pytanie, czy dwunastu kosmolotom zmierzaj�cym z powrotem ku Ziemi grozi realne niebezpiecze�stwo i w jaki spos�b udzieli� im pomocy. Nie rozstrzygn�a r�wnie� wielu innych problem�w; wykaza�a natomiast, �e r�nice w ocenie wielkiego exodusu nie zatar�y si� z biegiem lat, lecz przeciwnie - zaostrzy�y si� jeszcze. Ten w�a�nie temat skupi� na sobie ca�� prawie dyskusj� od chwili, gdy przedstawi�a swoje opracowanie komisja socjologiczno-psychologiczna.� � W ci�gu lat, jakie up�yn�y od inwazji, socjologowie i psychologowie mieli do�� czasu na szczeg�owe zanalizowanie wszystkich posiadanych materia��w i pr�by odpowiedzi na dr�cz�ce pytanie: jak to by�o mo�liwe, �e pierwszy kontakt z wysoko rozwini�t� cywilizacj� Kosmit�w przerodzi� si� w wojn�?� � Konferencja stworzy�a okazj� do przed�o�enia wynik�w tych analiz, do ostro�nego ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl upanicza.keep.pl
Zbigniew Dworak �� � � Esperia� � - Panie Prezydencie! Dwana�cie kosmolot�w nie pojawi�o si� do tej pory.� � - S�dzi pan, Dyrektorze, �e uleg�y zag�adzie?� � - Nie. Raczej zagin�y. W przypadku awarii lub katastrofy wiod�cy kosmolot otrzyma�by odpowiedni� informacj�.� � - Co m�wi� astronomowie?� � - Twierdz�, �e zej�cie z kursu jest wykluczone. Zreszt� zej�cie z kursu aparatura kontrolna tych dwunastu kosmolot�w potraktowa�aby jako awari� i odebraliby�my stosowny sygna�. Poza tym wywo�ujemy ka�dy z tych kosmolot�w ju� od tygodnia. Bez rezultatu.� � - No c� - powiedzia� Prezydent. - Wszyscy s� omylni. B��dy w sterowaniu i nawigacji mog�y powoli narasta� i automaty kontrolne mog�y nie zarejestrowa� tego w por�. By� mo�e za wcze�nie rozpocz�to hamowanie, tak i� w obecnej chwili kosmoloty odleg�e s� od nas o ca�y rok podr�y.� � -Ma�o prawdopodobne. Pan wie; panie Prezydencie, kto znajdowa� si� w tych kosmolotach.� � - Tak. Wi�c uwa�a pan, �e byliby zdolni?...� � - Nic nie uwa�am. Stwierdzam tylko fakt, �e dwana�cie kosmolot�w nie przyby�o w przewidzianym terminie - stwierdzi� oschle Dyrektor S�u�by ��czno�ci. - Chodzi tylko o to, co zakomunikujemy pozosta�ym.� � - Prawd�.� � -Ca�� prawd�?...� � ... i tylko prawd�. A jak pan sobie wyobra�a�? �e zaczniemy od k�amstwa? Ca�y zamiar uda� si� tylko dlatego, �e powiedzieli�my we w�a�ciwym momencie ludziom ca�� prawd�! Pan zapomnia� o tym? Gdyby�my stracili wtedy zaufanie... Szkoda zreszt� teraz o tym m�wi�. Chyba zdaje sobie pan spraw�, �e Rz�d Federacji Ziemskiej nie prowadzi polityki minionych stuleci - polityki ok�amywania swoich narod�w?� � - Tak jest! Ja rozumiem... ale... ta wyj�tkowa sytuacja... - Dobrze. Poda wi�c pan komunikat zgodny z prawd�. - Nawet je�liby to mia�o wywo�a� wrzenie i niepok�j?� � - Nawet. Poza tym komunikuj� panu, �e zamierza�em dokooptowa� pana do ministerium informacji. Niestety, pa�skie pogl�dy zmuszaj� mnie do zrewidowania decyzji. W najwy�szych w�adzach nie powinno by� ludzi maj�cych sk�onno�ci do ukrywania prawdy. Rozumiem pana obawy... i nie traci pan mojego zaufania jako Dyrektor S�u�by ��czno�ci.��� Esperia by�a planet� po�o�on� najbli�ej Tolimaka A. Obiega�a swoje s�o�ce po niemal ko�owej orbicie po�o�onej prawie dok�adnie w p�aszczy�nie orbity Tolimaka B i zachowywa�a stabilno�� swego ruchu przez milionolecia.� � Mimo zasadniczych r�nic uk�adowych wykazywa�a Esperia sporo zach�caj�cych podobie�stw do Ziemi. Kr�tszy by� jej okres obiegu wok� Tolimaka A, ale i kr�tsza doba - nieco ponad 20 godzin. Tlenu w atmosferze by�o nieco mniej, lecz r�nic� t� kompensowa�o mniejsze przyci�ganie. I wreszcie najwa�niejsza i zarazem najprzyjemniejsza r�nica: o� ruchu wirowego planety by�a niemal prostopad�a do jej orbity, dzi�ki czemu na Esperii nie by�o p�r roku - panowa�a wieczna wiosna. Gwiazd� polarn� dla Esperii by� jasny, czerwony Arktur. S�o�ce, widziane z uk�adu Tolimaka, stanowi�o najja�niejsz� gwiazd� w Kasjopei.� � Esperia nie mia�a w�asnego ksi�yca za to przez ka�de p� roku na jej nocnym niebie �wieci� Tolimak B. Jego jasno�� widoma wynosi�a minus dziewi�tna�cie wielko�ci gwiazdowych, czyli tyle, ile wynosi jasno�� widoma S�o�ca obserwowanego z Plutona. Przez drug� potow� roku obie gwiazdy uk�adu Tolimaka �wieci�y na dziennym niebie Esperii, a poniewa� p�aszczyzny orbit Tolimaka A i planety pokrywa�y si� - rokrocznie mo�na by�o obserwowa� za�mienie Tolimaka B przez Tolimaka A.� � Noc�, niby odleg�a latarnia nieba, rozb�yskiwa�a porozumiewawczo s�siadka uk�adu Tolimaka - czerwona Proksima. Odkry�a Esperi� przed p�wieczem sonda "Interstellar VI". Przes�ane przez ni� obrazy planety wzbudzi�y sensacj�, obali�y bowiem powszechny pogl�d, �e prawdopodobie�stwo spotkania �ycia na planecie, nale��cej do uk�adu gwiazdy podw�jnej, jest znikome.� � Jeszcze dziesi�� lat temu Esperia by�a rajsk�, dziewicza planet�, a, dzi� zamieszkiwa�o j� blisko trzy miliardy ludzi! By� to gigantyczny exodus, jakiego wcze�niej ludzko�� nie zna�a i tylko z trudem mog�a go sobie wyobrazi�.� � Ka�dej nocy spogl�dano w kierunku Kasjopei, na tle kt�rej ja�nia�o S�o�ce. Pierwsze obserwatorium astronomiczne zbudowane na Esperii prowadzi�o niemal wy��cznie obserwacje S�o�ca. Ka�dego dnia od chwili uruchomienia ��czno�ci dzwoni�y w obserwatorium radiotelefony - dowiadywano si�, co nowego na S�o�cu? Wed�ug przewa�aj�cej opinii astrofizyk�w S�o�ce mia�o w najbli�szym czasie, ,podczas kolejnego maksimum aktywno�ci, kilkakrotnie ,rozb�ysn��, po. czym powinno powr�ci� do stanu "spokojnego S�o�ca" na nast�pne miliardy lat.� � Zjawisko narastania aktywno�ci s�onecznej w maksimum zosta�o zauwa�one ju� w drugiej po�owie dwudziestego wieku. Przed trzydziestu z g�r� laty grupa heliofizyk�w europejskich dosz�a do wniosku, �e podczas kolejnego maksimum dwudziestodwuletniego cyklu, na kt�ry na�o�y si� maksimum wiekowego cyklu zmian aktywno�ci s�onecznej, nast�pi� rozb�yski pierwszy kr�tkotrwa�y, o amplitudzie jednej wielko�ci gwiazdowej oraz kilka nast�pnych, d�u�szych, lecz o zmniejszaj�cej si� amplitudzie.� � Nie wszyscy uczeni podzielali ten pogl�d. Inna szko�a astrofizyczna twierdzi�a, �e chocia� rozb�yski nie s� wykluczone, to jednak amplituda ich b�dzie niewielka, a przeto Ziemi nie zagra�a �adne niebezpiecze�stwo.� � Kres sporowi heliofizyk�w po�o�y�a wizyta... Kosmit�w, kt�ra na przek�r od dawna rozwijanemu na podobn� okazj� optymizmowi - przerodzi�a si� w konflikt i inwazj�.� � Oczekiwany przez stulecia, szczeg�lnie przez pasjonat�w CETI, "pierwszy kontakt" przyni�s� mieszka�com Ziemi gorzkie rozczarowanie.��� Kiedy Prezydent powr�ci� z kolejnej inspekcji wszystkich zamieszkanych l�d�w Esperii, czeka� na niego Dyrektor S�u�by ��czno�ci wraz z grup� wsp�pracownik�w.� � - Panie Prezydencie - zameldowa� z przej�ciem Dyrektor - otrzymali�my wiadomo�� od zaginionych kosmolot�w!� � - Nareszcie - powiedzia� Prezydent, ale z miny jego mo�na by�o wywnioskowa�, �e wola�by otrzyma� t� wiadomo�� dopiero po nale�ytym odpoczynku.� � Zaprosi� wszystkich do gabinetu i wezwa� heliofizyk�w. Dyrektor S�u�by ��czno�ci nerwowo zwija� i rozwija� ta�m� wydruku z dekodera. Nadeszli heliofizycy.� � - Prosz�, niech pan czyta - powiedzia� Prezydent znu�onym g�osem.� � Dyrektor podni�s� wzrok.� � - W�a�ciwie... niewiele tu jest do czytania. Sygna� by� s�aby i w wielu miejscach przekaz uleg� zatarciu, b�d� te� zniekszta�ceniu. Odczytali�my tyle: "... poniewa� rozb�ysk S�o�ca nast�pi... uwa�ali�my... (zawr�ci�) na ziemi� po pokonaniu... trasy... (nie) zgadzali�my si�... w palni (z)... opuszczenia ziemi i dlatego... kiedy rozb�yski (wygasn�?)... na ziemi�... je�eli rozb�yski nie b�d� zbyt intensywne... powinni opu�ci� (ziemi�)... nie znosz�... temperatur (i)... przebywa� na ch�odnych (?)... prosimy... je�eli... zawsze... (z) powrotem...". To wszystko.� � Prezydent my�la� w zamy�leniu. Dyrektor chrz�kn�� delikatnie.� � - Rzeczywi�cie niewiele - powiedzia� Prezydent unosz�c powieki. - W czym mog� by� wam pomocny? Zarz�dzi� ekspedycj� karn�? Kto wie, czy nie post�pili lepiej, rozs�dniej? M�j poprzednik by� pewien s�uszno�ci swego zdania, ja ju� taki pewien nie jestem. Co powiedz� heliofizycy?� � Uczeni wymienili mi�dzy sob� spojrzenia.� � - W jednym jeste�my zgodni w zupe�no�ci - zabra� g�os profesor Orwid. - Nasz wysi�ek nie poszed� na marne. Chocia� porzucenie Ziemi by�o rzecz� przykr�, tragiczn�, to jednak teraz ludzko�� b�dzie mog�a zamieszkiwa� dwa systemy gwiezdne, a nie musz� chyba wyja�nia�, jak donios�e ma to znaczenie.� � Prezydent skin�� g�ow�.� � - Wracaj�c do komunikatu - ci�gn�� dalej profesor nale�y s�dzi�, �e jedna z czuwaj�cych grup powzi�a decyzj� zawr�cenia, kiedy przebyli�my ju� po�ow� odleg�o�ci S�o�ce-Tolimak. Rozumowanie tych ludzi wydaje si� zreszt� s�uszne. Powr�t dwunastu kosmolot�w do Uk�adu S�onecznego nast�pi w kilka lat po rozb�ysku. Po Kosmitach nie powinno by� ju� �ladu, co wi�cej - nie zdecyduj� si� oni ponownie przyby� w okolice S�o�ca, uznaj� System S�oneczny za nieprzydatny do kolonizacji.� � - Kiedy nast�pi rozb�ysk S�o�ca?� � - Spodziewamy si� go zaobserwowa� ju� wkr�tce. Pe�nimy ci�gle dy�ur.� � - ..le�eli S�o�ce nie rozb�y�nie?... - Prezydent zawiesi� g�os.� � - Wtedy dwana�cie kosmolot�w zginie. Wtedy na Esperii zaczn� si� rozruchy i...� � - Dwana�cie kosmolot�w... To prawie sto dwadzie�cia milion�w ludzi!� � - Nie mogliby zawr�ci�? - wtr�ci� pytanie Dyrektor.� � - Nie! Chyba pami�ta pan, ile mieli�my zapas�w energii?! Zapad�o milczenie.� � - S�dz� - naruszy� cisz� profesor - �e pan Prezydent powinien zwo�a� konferencj� naukowc�w - g��wnie astronom�w, biolog�w, cybernetyk�w, psycholog�w, socjolog�w, technik�w rakietowych... Staniemy wkr�tce przed konieczno�ci� powzi�cia decyzji, niezwykle istotnych, od kt�rych, by� mo�e zale�e� b�d� dalsze losy ziemskiej cywilizacji. Trzeba przedtem rozwa�y� wiele problem�w, sformu�owa� alternatywy, ujednolici� oceny decyzji przesz�ych.��� Jak mo�na si� by�o spodziewa�, konferencja nie potrafi�a zdecydowanie odpowiedzie� na pytanie, czy dwunastu kosmolotom zmierzaj�cym z powrotem ku Ziemi grozi realne niebezpiecze�stwo i w jaki spos�b udzieli� im pomocy. Nie rozstrzygn�a r�wnie� wielu innych problem�w; wykaza�a natomiast, �e r�nice w ocenie wielkiego exodusu nie zatar�y si� z biegiem lat, lecz przeciwnie - zaostrzy�y si� jeszcze. Ten w�a�nie temat skupi� na sobie ca�� prawie dyskusj� od chwili, gdy przedstawi�a swoje opracowanie komisja socjologiczno-psychologiczna.� � W ci�gu lat, jakie up�yn�y od inwazji, socjologowie i psychologowie mieli do�� czasu na szczeg�owe zanalizowanie wszystkich posiadanych materia��w i pr�by odpowiedzi na dr�cz�ce pytanie: jak to by�o mo�liwe, �e pierwszy kontakt z wysoko rozwini�t� cywilizacj� Kosmit�w przerodzi� si� w wojn�?� � Konferencja stworzy�a okazj� do przed�o�enia wynik�w tych analiz, do ostro�nego ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]