Enklawy szczescia, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Andrzej ZimniakENKLAWY SZCZʌCIAAdamowi po�wi�camSzum p�yn�cego z g�ry wiatru m�g� oznacza� tylko jedno: po trzech d�ugich dniachoczekiwania przylecieli Bogowie.Mieszka�cy Wioski spieszyli doskonale znanymi sobie �cie�kami w stron� skalnego sto�u,niekt�rzy biegli, inni poruszali si� wolniej, prowadz�c chorych lub nios�c prekaryjne tablice.Dzieci wrzeszcz�c wniebog�osy gna�y g��wn� drog�, przezornie trzymaj�c si� za r�ce.Jakub sta� nieruchomo, kieruj�c twarz w stron� nadlatuj�cego wiatru; nie poruszy� si� nawetwtedy, gdy doprowadzono chorych do Kosza, umieszczono w nim tablice i wszyscy przybyli padlitwarzami do ziemi, z szelestem naci�gaj�c na g�owy zgrzebn� tkanin� okry�.Wszelkie d�wi�ki ucich�y, usta� nawet gwar dzieci�cych g�os�w, by� tylko szum ciep�ego wiatrui dalekie pobekiwanie k�z, pas�cych si� na rubie�ach Wioski. Wprawne ucho Jakuba �owi�ojeszcze jakie� dziwne brz�czenie jakby wielkich, blaszanych trzmieli, odleg�e trzaski p�kaj�cychkamieni i grzechot przewlekanego przez ko�ciany uchwyt �a�cucha, lecz wszystko to zanika�o nagranicy s�yszalno�ci, rozp�ywa�o si� we wszechobecnym szumie.Nieprzeparta ciekawo�� przezwyci�y�a strach i Jakub zrobi� kilka krok�w w kierunku Kosza.Serce wali�o mu tak mocno, �e czu� jego puls w gardle.� Po�� si� na ziemi � przem�wi� z g�ry pot�ny g�os o nosowym brzmieniu, bole�nie uderzy�w Jakuba i le��cych ludzi, dudni� echem po Wiosce, odbijaj�c si� od �cian chat i od ska�wyrastaj�cych z suchych pastwisk. � Po�� si� na ziemi!Jakub zacisn�� z�by i szed� ci�gle w kierunku Kosza, czuj�c pod stopami chropaw� ska��, a natwarzy ciep�y wiatr. Cokolwiek ma si� sta�, on musi pozna� tajemnic�!Ko�cami wyci�gni�tych palc�w dotkn�� brzegu skalnego sto�u, gdyus�ysza� za sob� g�o�nyszloch Anny. Wtedy przystan�� i w tej samej chwili sycz�cy pocisk uderzy� go w pier�.Gryz�ce powietrze wype�ni�o nozdrza i usta, pot�ne ramiona, z kt�rych by� tak dumny, opad�ystukilogramowym ci�arem, zwiotcza�e nogi same ugi�y si� w kolanach. Ziemia pop�dzi�a naspotkanie zniewolonego cia�a. Upad� na ska�� bezw�adnie jak worek.W ustach mia� krew, g�owa by�a ci�ka niby g�az. S�ysza� �agodny i ciep�y teraz g�os,zwracaj�cy si� do pos�usznie le��cych i obja�niaj�cy, czyja pro�ba zosta�a spe�niona, a czyjaodrzucona, jak maj� zachowywa� si� byli chorzy, poddani ozdrowicielskiej opiece boskiej, no iwie�� najwa�niejsza, komu zostanie ofiarowane dziecko.By� �wiadomy chwili, w kt�rej Bogowie unosili Kosz z chorymi i tablicami proszalnymi, ikiedy stawiali go z powrotem z cennym �adunkiem � jeszcze z wysoka dobiega� �opot szatozdrowie�c�w i kwilenie niemowl�cia, kt�re po wieloletnich pro�bach otrzymywa�a Elsa Mom.�Bogowie stwarzaj� dzieci na obraz i podobie�stwo swoje, a wi�c i wy jeste�cie ichwizerunkiem. Godnie spe�niajcie swoj� misj�.Jakub ju� prawie zapomnia� ojca. Najlepiej pami�ta� chwil� rozstania, gdy matka z trudemdoprowadzi�a swojego m�a do Kosza, a on oddycha� g�o�no i ci�ko, zupe�nie tak jak wielkiezwierz�ta z ksi��kowych opowie�ci. Kiedy� Bogowie stworzyli te zwierz�ta, a potem zabrali je zZiemi. Tak samo jak jego ojca � na zawsze.�Bogowie nikomu nie obiecywali �ycia wiecznego. Co stworzyli, to zawsze zabra� mog� zpowrotem do siebie�.Dlaczego? I co robi� z tymi, kt�rych zabior�? � rozmy�la� Jakub.Gdy szum boskiego wiatru oddali� si� i ucich� w niebie, wok� zaszele�ci�y okryciapowstaj�cych. Rozmawiali p�g�osem, wci�� pozostaj�c pod silnym wra�eniem. Tylko niemowl�Elsy dar�o si� jak op�tane.Anna przypad�a do Jakuba, delikatnie dotyka�a jego twarzy, obmacywa�a pot�uczone plecy.� Nic mi nie jest � mrukn��, podnosz�c si�. Ostry b�l przeszy� mu ramiona, lecz zarazrozp�yn�� si� w m�odym ciele, pozostawiaj�c tylko wra�enie oci�a�o�ci.� Ty zawsze musisz si� czym� wyr�ni� � matka tym razem nawet nie pr�bowa�a ukry�gniewu. � Zbudowany jak m�czyzna, a g�upi jak niemowl� Elsy! Czy wiesz, co ci grozi�o?Mogli ci� zabra� jak ojca�� Jeszcze nie czas, mamo. Oni s� m�drzy, zabieraj� tylko starych i chorych.� Nie blu�nij, g�upi!� Nie blu�ni�; tak po prostu jest.Wyprostowa� si�, wyci�gn�� ramiona. Nie czu� ju� b�lu.� Chod� � odszuka� r�k� Anny i poci�gn�� j� za sob�. Chcia� by� jak najdalej od Kosza, odrytualnego miejsca, nawet od matki. Denerwowa�a go ci�g�ymi uwagami, wtr�caniem si� wsprawy, kt�re uwa�a� wy��cznie za swoje, z�o�ci�a troskliwo�ci�.Szli mi�dzy ska�ami, raz zanurzaj�c si� w ch�odny cie� wilgotnych p�nocnych �cian, innymrazem zn�w ch�on�c obna�on� sk�r� ciep�o po�udniowych stok�w. Tutaj nawet s�abe podmuchywiatru �piewnie pogwizdywa�y w piar�ystych rumowiskach lub w g��bokich szczelinach, asmagane strugami powietrza suche ja�owce sycza�y jak przydepni�te w�e.� Dlaczego to zrobi�e�?Zignorowa� pytanie; ci�gn�� j� coraz szybciej przez �wirowy przesmyk, a� nareszcie poczulipod stopami mi�kkie, ch�odne k�py traw. Usiedli w swoim zwyk�ym miejscu na skraju pastwiska,w ciep�ej kotlince. Wiedzieli, �e s� os�oni�ci od wiatru z jednej strony k��bowiskiem je�yn, zdrugiej �wierkowym zagajnikiem, w kt�rego �ywicznym cieniu lubili wypoczywa� po mi�o�ci.Jej sk�ra by�a jeszcze ch�odna i lekko wilgotna; wci�� owiana dalekim, przemykaj�cym terazponad �wierkami wiatrem. Przygarn�� j� gwa�townie, a� pisn�a przestraszona.Wiatr przycich�, a potem zerwa� si� znowu, najpierw delikatnie muska� stercz�ce wierzcho�kim�odych chojak�w, �e ta�czy�y pos�uszne jego dotkni�ciom, potem natar� szerokim podmuchem,mas� zg�stnia�ego powietrza przywali� gibkie ich postacie, pieszczot� ciep�ych poryw�w wnika�pomi�dzy powolne, oci�a�e igliwiem ga��zie, aby wreszcie targn�� je nag�ym szkwa�em, z j�kiemprzygi�� do ziemi wiotki las, potem raptownie ulecie� w g�r� i pozostawi� m�odniak strosz�cyzmierzwione ga��zki i p�dy w spokojnym cieple s�onecznym.Odpoczywali, oddychaj�c szybko jak po biegu.� Chcesz przenie�� si� w cie�? � opuszkami palc�w delikatnie g�adzi� jej twarz.� Zdaje mi si�, �e pyta�am ci� o co�� przedtem.W pobli�u pobekiwa�y pas�ce si� kozy. Pachnia�o ziemi�, traw� i rozgrzan� �wierkow� �ywic�.� Wiesz co, Anno � Jakub wyci�gn�� si� na ciep�ej ��ce, podk�adaj�c ramiona pod g�ow� �jutro rozpoczn� budow� swojej w�asnej chaty. We�miemy �lub i zamieszkamy w niej: ty i ja.� Tak bardzo bym chcia�a � przytuli�a si� do niego; by�a zupe�nie naga, czu� j� i sprawia�o muto przyjemno��. Wiedzia�, �e wkroczy w nowy etap �ycia, �e zostanie m�em, a potem, gdyotrzymaj� dziecko, ojcem. P�ki co wci�� by� ch�opcem i czeka� na to wszystko jak na wspania��przygod�. Dosy� mia� ju� pasania k�z i wiecznych matczynych po�ajanek.� Ale sam wiesz, �e to niemo�liwe.� Dlaczego?! � strz�sn�� z siebie jej r�ce.� Jeste� za m�ody.� Bzdury. Mam wszystko, co ma ka�dy doros�y m�czyzna. I jestem najsilniejszy w Wiosce.� A Malcolm?� On za to nie mo�e biega�. K�uje go w piersi.� Bardzo bym chcia�a by� twoj� �on�. Je�li Rada si� zgodzi�� I bez jej zgody zbuduj� chat�. Kto odwa�y si� stan�� na mojej drodze?Zapad�a mi�dzy nimi cisza. Tupot kozich racic i szorowanie postronk�w po szczeciniewyskubanej trawy wtapia�y si� w t�o odleg�ych g�os�w Wioski. Gdzie� spoza nich przebija�yczasem dalekie, ciche d�wi�ki, kt�re wedle g��bokiego prze�wiadczenia Jakuba nie nale�a�y ani doWioski, ani do ich p�askowy�u, nawet je�li powstawa�y w jego obr�bie. To ich s�ucha� zawsze znajwi�ksz� uwag�, przekonany, �e �owi g�osy innego �wiata; jaki� daleki j�k gwa�townieszarpni�tej, �le naci�gni�tej struny lub st�kaj�ce dudnienie nieba, ledwie s�yszalne, a jednakobezw�adniaj�co pot�ne. Nie mia� poj�cia, co oznaczaj� te d�wi�ki, unosz�ce si� w tajemniczej,niedosi�nej, nie przeznaczonej cz�owiekowi dali. Wabi�y go do siebie jak legendarny �piew syren,cho� jednocze�nie sk�ra cierp�a mu ze strachu.� Czasem boj� si� ciebie. Jeste� taki gwa�towny, porywczy� � g�os Anny wyrwa� go zzas�uchania.� Je�li to ci tak bardzo przeszkadza� � zacz�� ze z�o�ci�, lecz wpad�a mu w s�owo.� Nie! Lubi� ci� takiego � by�a jak zwykle nastawiona pojednawczo i ratowa�a sytuacj�.� Wi�c o co chodzi? � mrukn��. Pomy�la� jednocze�nie, �e dziewczyna jest troch� zbyt uleg�ai nieco za sprytna.� Ale� wiesz� ja chcia�abym ci� zrozumie�. A czasami nie potrafi� � nawraca�a uparcie.� Do tego musisz przywykn��. Ja sam nie zawsze wiem, dlaczego post�puj� tak, a nie inaczej.Wiatr zaszumia� przeci�gle w g�stwinie �wierkowych ga��zi. Anna dotkn�a wilgotnymiwargami jego ramienia. I w�a�nie wtedy spad� na niego potworny b�l, chwyci� g�ow� w �elazn�obr�cz, wczepi� si� w twarz szponami drapie�nego ptaka, przewierca� czo�o, kraja� m�zg, bi� wczerep.Jakub przycisn�� twarz do ziemi, zwar� z�by na k�pie trawy, a g�ow� w instynktownym odruchuos�oni� ramionami. Md�e ciep�o i bezw�ad mi�ni by�y ostatnimi wra�eniami, kt�re zarejestrowa�.Po raz pierwszy w �yciu straci� przytomno��.* * *Raczej wyczu� ni� us�ysza�, �e co� si� poruszy�o przy wej�ciu do chaty. Uni�s� g�ow�, czujny ispr�ony jak zaskoczone w kryj�wce zwierz�.Ciche, ostro�ne kroki. Szelest sztywnej tkaniny. Znajomy zapach. Znajomy ch��d.� Matko!� Jakubie! � przypad�a do niego, obj�a za szyj�. � Tak nie mo�e by� d�u�ej!� Dlaczego? � odsun�� j� i usi�owa� wsta�, przezwyci�aj�c md�o�ci. � Przecie� nic mi niejest � doda� ju� mniej pewnie.� Jakubie, nie b�d� niem�dry. Oni uzdrowi� ci�, tak jak uzdrowili Han�, Selima, Erwin�� Albo jak Franka, Gawina, Jemi m�czy� ojca � przerwa� jej z nag�� z�o�ci�. � Jestemprzekonany, �e prawie wszyscy mogli do nas powr�ci�.� Zn�w blu�nisz � westchn�a. � Kiedy� b�dziesz za to ukarany. A mo�e ju�� � urwa�araptownie, jakby za�wita�a jej nag�a my�l.� Nie, matko � Jakub m�wi� teraz cicho i spokojnie. � To nie jest k... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • upanicza.keep.pl