Encyklopedia ostateczna (Tom 1), eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
GORDON R. DICK/ONENCYKLOPEDIA OSTATECZNA TOM 1Rozdzia� 1�wiat�o dnia, padaj�ce pod ostrym k�tem na czyta-ne przez Waltera InTeachera strony poematu AlfredaNoyesa pociemnia�o nagle, jakby popo�udniowe s�o�cerzucaj�ce uko�ne promienie przez okno za jego plecami,zosta�o na chwil� przes�oni�te przez chmur�. Ale kiedyWalter obejrza� si�, gwiazda Ziemi �wieci�a na niebie ja-sno i czysto. Nie by�o �adnej chmury.Zmarszczy� brwi, od�o�y� na bok antyczn� ksi��k�i si�gn�� do staromodnej Mara�skiej togi wyci�gaj�cma�y, przejrzysty sze�cian wype�niony p�ynem, w kt�-rym zwykle dryfowa� r�owy p�atek na wp� o�ywionejtkanki. Przys�ano mu go na Ziemi� czterna�cie lat temu,jako pozosta�o�� ze starego od�amu kultury kobiet i m�-czyzn ze �wiata Mary, kt�ry razem z Kultis tworzy� dwa�wiaty Exotik�w. Przez wszystkie te lata, kiedy na ni�spogl�da�, wygl�d tkanki nie uleg� zmianie. Jednak te-raz spostrzeg�, �e wygl�da�a na wyschni�t�, poczernia��i zwini�t�, jakby nadpalon�, le��c na dnie naczynia.Z implikacji tego faktu nadesz�o zrozumienie, zimne i odjakiego� czasu pod�wiadomie oczekiwane, �e zbli�y�a si�godzina jego �mierci.Odstawi� sze�cian i wsta� szybko. Maj�c dziewi��-dziesi�t dwa lata wci�� by� wysoki, zdrowy i aktywny.Ale nie wiedzia� od jak dawna wska�nik �ycia by� wysu-szony, albo ile pozosta�o czasu. Tak wi�c ruszy� szybkoprzez bibliotek� i drzwi balkonowe na kamienny taras,os�oni�ty z obu ko�c�w obficie ukwieconymi krzewamibzu, zawieszony oko�o pi�tnastu metr�w nad jezioremotaczaj�cym posiad�o�� Mayne.Na tarasie, na szeroko rozstawionych nogach i z r�-kami za�o�onymi za plecy sta� Malachi Nasuno, niegdy�oficer Dorsaj�w, obecnie - tak jak Walter - nauczyciel.Przygl�da� si� jajowatemu canoe z tworzyw sztucznychi jego pasa�erowi, wios�uj�cemu w stron� domu. Zmierz-8GordonR.Dicksoncha�o. S�o�ce raptownie opadaj�c za ostre szczyty �a�-cucha Sawatch, w otaczaj�cych ich G�rach Skalistych,szybko przesuwa�o na powierzchni jeziora zbli�aj�c� si�do budynku lini� cienia. Cz�owiek w canoe �ciga� si�z cieniem, znajduj�c si� odrobin� przed jego kraw�dzi�na jasnej jeszcze wodzie.Walter nie trac�c czasu ruszy� do stoj�cego na ko�-cu tarasu masztu. Rozwi�za� w�ze� rozgrzanej s�o�cemliny, kt�ra przesuwaj�c si� lekko otar�a mu palce i opu-�ci� na kamienie tarasu sztandar przedstawiaj�cy jastrz�-bia wylatuj�cego z lasu.Na jeziorze wios�o jeszcze raz uderzy�o o powierzch-ni� wody po czym zamar�o. Ludzka posta� znik�a za bur-t�, a po chwili canoe zapad�o si� odrobin�, nape�ni�owod� i zaton�o, jakby zosta�o od spodu przedziurawio-ne i wci�gni�te w g��bin�. Kilka sekund p�niej nadci�-gn�� cie� i ciemno�� zakry�a miejsce, w kt�rym unosi�asi� ��dka.Walter poczu� na lewym uchu ciep�y oddech Mala-chiego Nasuno. Obr�ci� si� staj�c twarz� w twarz ze sta-rym, gruboko�cistym �o�nierzem o pobru�d�onej twa-rzy.- O co chodzi? - cicho zapyta� Malachi. - Czemuostrzeg�e� ch�opca?- Chcia�em �eby uciek�, je�li potrafi - odpowiedzia�Walter. - Reszta z nas jest ju� gotowa.Wyrazista, stuletnia twarz Malachiego stwardnia�ajak stygn�cy metal, a jego brwi zetkn�y si� kraw�dzia-mi.- M�w za siebie - odpowiedzia�. - Kiedy zgin�, b�d�martwy. Ale jeszcze nie umar�em. O co chodzi?- Nie wiem - odpowiedzia� Walter. Wyci�gn�� z szatysze�cian i pokaza� go. - Przeczucie oraz to ostrze�enie.- Kolejne z twoich Exotikowych czar�w - wyburcza�Malachi. Ale zrobi� to bez zaanga�owania. - P�jd� ostrzecObadiaha.- Nie ma na to czasu - d�o� Waltera zatrzyma�a by-�ego �o�nierza, �api�c go za pot�nie umi�nione przed-rami�. - Obadiah od lat jest got�w na spotkanie swojegoEncyklopedia Ostateczna - tom 1 9osobistego Boga, a w ka�dej chwili mog� si� tu pojawi�oczy obserwuj�ce co robimy. Im mniej b�dziemy wygl�-da� na takich, kt�rzy si� czego� spodziewaj�, tym wi�k-sze szanse na ucieczk� ma Hal.Gdzie� daleko, na ciemnym brzegu jeziora, z trzcinzerwa�a si� do lotu dzika kaczka, g�o�no protestuj�c prze-ciwko intruzowi, kt�ry zak��ci� jej spok�j i trzepi�c skrzy-d�ami o powierzchni� wody na wp� lec�c, na wp� bie-gn�c oddali�a si� w spokojniejsze okolice. Walter wes-tchn�� z ulg�.- Dobry ch�opiec - powiedzia�. - �eby jeszcze pozo-sta� w ukryciu.- Zostanie - ponuro odpowiedzia� Malachi. - Nie jestju� ch�opcem, a m�czyzn�. Ty i Obadiah wci�� o tymzapominacie.- M�czyzn�? W wieku szesnastu lat? - zapyta� Wal-ter. W k�cikach oczu poczu� nieoczekiwanie zbieraj�cesi� �zy �alu. - Tak szybko min�� czas?- Jest dostatecznie m�ski - zaburcza� Malachi. - Ktonadchodzi? Lub co?- Nie wiem - odpowiedzia� Walter. - To, co ci poka-za�em, to po prostu urz�dzenie ostrzegaj�ce o gwa�tow-nym wzro�cie ci�nienia energii ontogenetycznych kie-ruj�cych si� w naszym kierunku. Pami�tasz zapewne,�e jedn� z ostatnich rzeczy, jakie mog�em zrobi� na Ma-rze by�o sprawienie, �eby przeprowadzili dla ch�opca ob-liczenia ontogenetyczne. Wykaza�y wysokie prawdopo-dobie�stwo jego wej�cia w konflikt ze spi�trzeniem ci-�nie� obecnych si� historycznych, zanim osi�gnie wieksiedemnastu lat.- C�, skoro chodzi tylko o energi�... - prychn�lMalachi.- Nie daj si� zwie��! - przerwa� mu Walter, niemalostro jak na Maranina. - Przejawem tych energii b�d�ludzie lub rzeczy, tak jak tornado jest efektem spadkuci�nienia. Mo�e... -przerwa�. Spojrzenie Malachiego od-wr�ci�o si� od Maranina. - O co chodzi?- Prawdopodobnie Inni - cicho odpowiedzia� Mala-chi. Jego wydatne nozdrza rozszerzy�y si�, wci�gaj�c10GordonR.Dicksonoch�adzaj�ce si� powietrze, kt�re w zachodz�cym �wie-tle przedzieraj�cym si� przez lekko o�nie�one szczyty g�r,nabra�o lekko r�owej barwy.- Czemu tak m�wisz? - Walter uwa�nie rozejrza� si�dooko�a, ale niczego nie dostrzeg�.- Nie jestem pewien. Przeczucie - odpar� Malachi.Walter poczu� ch��d.- Zrobili�my krzywd� naszemu ch�opcu - niemalwyszepta�. Oczy Malachiego ponownie skupi�y si� na nim.- Czemu? - zapyta� by�y �o�nierz Dorsai.- Wyszkolili�my go, by m�g� zmierzy� si� z lud�mi- co najwy�ej m�czyznami i kobietami, - wyszepta� Wal-ter, uginaj�c si� pod poczuciem winy. - A teraz ju� naczternastu �wiatach grasuj� te diab�y.- Inni nie s� diab�ami! - ostro zaprotestowa� Mala-chi, nie staraj�c si� nawet m�wi� cicho. - Zmieszaj swo-j� krew z moj� i Obadiaha -je�li chcesz zmieszaj razemkrew wszystkich oderwanych kultur, a wci�� uzyskaszcz�owieka. Ludzie sp�odz� ludzi - nic innego. Nie wyci�-gniesz z garnka nic, czego tam wcze�niej nie w�o�y�e�.- Inni to hybrydy. - Walter zadygota�. - Ludzie z�o-�eni z p� tuzina talent�w, w jednej sk�rze.- No i co z tego? - grzmia� Malachi. - Cz�owiek rodzisi�, �yje i umiera. Je�li �yje dobrze i dobrze umiera, jakaza r�nica, co go zabije?- Ale to nasz Hal...- Kt�ry kiedy� musi umrze�, jak wszyscy. We� si�w gar��! - wymamrota� Malachi. - Czy na Exotikach niehodujecie kr�gos�up�w moralnych?Walter pozbiera� si�. Stan�� prosto i przez kilka se-kund oddycha� w kontrolowany spos�b, po czym przy-wdzia� spok�j niczym p�aszcz.- Masz racj� - przyzna�. - Przynajmniej Hal posiadawszystko, co mogli�my mu da� we trzech - umiej�tno�cii wiedz�. I ma w sobie potencja�, by sta� si� wielkimpoet�, je�li prze�yje.- Poeta! - ponuro skomentowa� Malachi. - Jest kil-ka tysi�cy bardziej u�ytecznych rzeczy, kt�re m�g�by zro-bi� ze swoim �yciem. Poeci...Encyklopedia Ostateczna - tom 1 11Przerwa�. Jego oczy zetkn�y si� ze spojrzeniem Wal-tera w nag�ym ostrze�eniu.Oczy Waltera potwierdzi�y wiadomo��. Z�o�y� ramio-na w szerokich r�kawach swojej b��kitnej szaty w ge�ciezako�czenia.- Ale poeci r�wnie� s� lud�mi - powiedzia� rado�niei swobodnie jak kto� prowadz�cy swobodn� dyskusj�.- Dlatego w�a�nie, spo�r�d dziewi�tnastowiecznych po-et�w tak wysoko ceni� sobie Alfreda Noyesa. Znasz Noy-esa, prawda?- A powinienem?- Tak s�dz� - odpowiedzia� Walter. - Oczywi�cie,przyznaj�, obecnie ze wszystkich jego poemat�w pa-mi�ta si� tylko o The Highwayman. Ale Opowie�ciz syreniej tawerny i ten jego d�ugi poemat - Sherwood- oba maj� w sobie geniusz. Wiesz, ta cz��, w kt�rejOberon, kr�l elf�w i wr�ek m�wi swoim poddanym,�e Robin Hood umrze i wyja�nia, czemu wr�ki s� muco� winne...- Nigdy tego nie czyta�em - burkn�� Malachi nie-uprzejmie.- A wi�c zacytuj� ci - powiedzia� Walter. - Oberonm�wi do swoich poddanych i opowiada im o jednejz nich, kt�r� Robin uratowa� kiedy� z czego�, co jak s�-dzi� nie jest niczym gro�niejszym od paj�czej sieci. Noy-es wk�ada w usta Oberona nast�puj�ce s�owa:...Uratowa� j� z u�cisk�w czarnoksi�nika,Tej okrutnej i mrocznej odwiecznej tajemnicy,Kt�r� wszyscy znamy i wzbraniamy si� przed ni�...Walter przerwa� na widok m�odego m�czyzny o bla-de twarzy wychodz�cego zza znajduj�cych si� za Mala-chim krzew�w bzu. Ubrany by� w garnitur, a w d�onitrzyma� bro� energetyczn� o d�ugiej, w�skiej lufie z cew-kowat� os�on�. Chwil� p�niej do��czy� do niego drugi,podobnie uzbrojony. Obracaj�c si� Walter zauwa�y� ko-lejnych dw�ch. W stron� starych m�czyzn kierowa�ysi� teraz cztery pistolety.12gordonR.Dickson- �... Wydoby� j� tak delikatnie, �e ani jedna z t�czyl�ni�cych na jej skrzyd�ach przy�miona nie zosta�a..."- G��boki, d�wi�czny g�os doko�czy� cytat, a z tych sa-mych drzwi balkonowych, przez kt�re kilka minut wcze-�niej wyszed� Walter, wy�oni� si� wysoki m�czyznaz ciemnymi w�osami i szczup��, drobnoko�cist� twarz�,nios�c ksi��k�, kt�r� przed chwil� czyta� Walter, maj�cjeden z palc�w wsuni�ty w wolumin jak zak�adk�.- ... Ale chyba dostrzega pan - kontynuowa�, m�wi�cteraz do Waltera - jak obni�a loty po tym przeb�yskusi�y, kt�ry pan zacytowa�, tworz�c zaledwie poezj� �ad... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl upanicza.keep.pl
GORDON R. DICK/ONENCYKLOPEDIA OSTATECZNA TOM 1Rozdzia� 1�wiat�o dnia, padaj�ce pod ostrym k�tem na czyta-ne przez Waltera InTeachera strony poematu AlfredaNoyesa pociemnia�o nagle, jakby popo�udniowe s�o�cerzucaj�ce uko�ne promienie przez okno za jego plecami,zosta�o na chwil� przes�oni�te przez chmur�. Ale kiedyWalter obejrza� si�, gwiazda Ziemi �wieci�a na niebie ja-sno i czysto. Nie by�o �adnej chmury.Zmarszczy� brwi, od�o�y� na bok antyczn� ksi��k�i si�gn�� do staromodnej Mara�skiej togi wyci�gaj�cma�y, przejrzysty sze�cian wype�niony p�ynem, w kt�-rym zwykle dryfowa� r�owy p�atek na wp� o�ywionejtkanki. Przys�ano mu go na Ziemi� czterna�cie lat temu,jako pozosta�o�� ze starego od�amu kultury kobiet i m�-czyzn ze �wiata Mary, kt�ry razem z Kultis tworzy� dwa�wiaty Exotik�w. Przez wszystkie te lata, kiedy na ni�spogl�da�, wygl�d tkanki nie uleg� zmianie. Jednak te-raz spostrzeg�, �e wygl�da�a na wyschni�t�, poczernia��i zwini�t�, jakby nadpalon�, le��c na dnie naczynia.Z implikacji tego faktu nadesz�o zrozumienie, zimne i odjakiego� czasu pod�wiadomie oczekiwane, �e zbli�y�a si�godzina jego �mierci.Odstawi� sze�cian i wsta� szybko. Maj�c dziewi��-dziesi�t dwa lata wci�� by� wysoki, zdrowy i aktywny.Ale nie wiedzia� od jak dawna wska�nik �ycia by� wysu-szony, albo ile pozosta�o czasu. Tak wi�c ruszy� szybkoprzez bibliotek� i drzwi balkonowe na kamienny taras,os�oni�ty z obu ko�c�w obficie ukwieconymi krzewamibzu, zawieszony oko�o pi�tnastu metr�w nad jezioremotaczaj�cym posiad�o�� Mayne.Na tarasie, na szeroko rozstawionych nogach i z r�-kami za�o�onymi za plecy sta� Malachi Nasuno, niegdy�oficer Dorsaj�w, obecnie - tak jak Walter - nauczyciel.Przygl�da� si� jajowatemu canoe z tworzyw sztucznychi jego pasa�erowi, wios�uj�cemu w stron� domu. Zmierz-8GordonR.Dicksoncha�o. S�o�ce raptownie opadaj�c za ostre szczyty �a�-cucha Sawatch, w otaczaj�cych ich G�rach Skalistych,szybko przesuwa�o na powierzchni jeziora zbli�aj�c� si�do budynku lini� cienia. Cz�owiek w canoe �ciga� si�z cieniem, znajduj�c si� odrobin� przed jego kraw�dzi�na jasnej jeszcze wodzie.Walter nie trac�c czasu ruszy� do stoj�cego na ko�-cu tarasu masztu. Rozwi�za� w�ze� rozgrzanej s�o�cemliny, kt�ra przesuwaj�c si� lekko otar�a mu palce i opu-�ci� na kamienie tarasu sztandar przedstawiaj�cy jastrz�-bia wylatuj�cego z lasu.Na jeziorze wios�o jeszcze raz uderzy�o o powierzch-ni� wody po czym zamar�o. Ludzka posta� znik�a za bur-t�, a po chwili canoe zapad�o si� odrobin�, nape�ni�owod� i zaton�o, jakby zosta�o od spodu przedziurawio-ne i wci�gni�te w g��bin�. Kilka sekund p�niej nadci�-gn�� cie� i ciemno�� zakry�a miejsce, w kt�rym unosi�asi� ��dka.Walter poczu� na lewym uchu ciep�y oddech Mala-chiego Nasuno. Obr�ci� si� staj�c twarz� w twarz ze sta-rym, gruboko�cistym �o�nierzem o pobru�d�onej twa-rzy.- O co chodzi? - cicho zapyta� Malachi. - Czemuostrzeg�e� ch�opca?- Chcia�em �eby uciek�, je�li potrafi - odpowiedzia�Walter. - Reszta z nas jest ju� gotowa.Wyrazista, stuletnia twarz Malachiego stwardnia�ajak stygn�cy metal, a jego brwi zetkn�y si� kraw�dzia-mi.- M�w za siebie - odpowiedzia�. - Kiedy zgin�, b�d�martwy. Ale jeszcze nie umar�em. O co chodzi?- Nie wiem - odpowiedzia� Walter. Wyci�gn�� z szatysze�cian i pokaza� go. - Przeczucie oraz to ostrze�enie.- Kolejne z twoich Exotikowych czar�w - wyburcza�Malachi. Ale zrobi� to bez zaanga�owania. - P�jd� ostrzecObadiaha.- Nie ma na to czasu - d�o� Waltera zatrzyma�a by-�ego �o�nierza, �api�c go za pot�nie umi�nione przed-rami�. - Obadiah od lat jest got�w na spotkanie swojegoEncyklopedia Ostateczna - tom 1 9osobistego Boga, a w ka�dej chwili mog� si� tu pojawi�oczy obserwuj�ce co robimy. Im mniej b�dziemy wygl�-da� na takich, kt�rzy si� czego� spodziewaj�, tym wi�k-sze szanse na ucieczk� ma Hal.Gdzie� daleko, na ciemnym brzegu jeziora, z trzcinzerwa�a si� do lotu dzika kaczka, g�o�no protestuj�c prze-ciwko intruzowi, kt�ry zak��ci� jej spok�j i trzepi�c skrzy-d�ami o powierzchni� wody na wp� lec�c, na wp� bie-gn�c oddali�a si� w spokojniejsze okolice. Walter wes-tchn�� z ulg�.- Dobry ch�opiec - powiedzia�. - �eby jeszcze pozo-sta� w ukryciu.- Zostanie - ponuro odpowiedzia� Malachi. - Nie jestju� ch�opcem, a m�czyzn�. Ty i Obadiah wci�� o tymzapominacie.- M�czyzn�? W wieku szesnastu lat? - zapyta� Wal-ter. W k�cikach oczu poczu� nieoczekiwanie zbieraj�cesi� �zy �alu. - Tak szybko min�� czas?- Jest dostatecznie m�ski - zaburcza� Malachi. - Ktonadchodzi? Lub co?- Nie wiem - odpowiedzia� Walter. - To, co ci poka-za�em, to po prostu urz�dzenie ostrzegaj�ce o gwa�tow-nym wzro�cie ci�nienia energii ontogenetycznych kie-ruj�cych si� w naszym kierunku. Pami�tasz zapewne,�e jedn� z ostatnich rzeczy, jakie mog�em zrobi� na Ma-rze by�o sprawienie, �eby przeprowadzili dla ch�opca ob-liczenia ontogenetyczne. Wykaza�y wysokie prawdopo-dobie�stwo jego wej�cia w konflikt ze spi�trzeniem ci-�nie� obecnych si� historycznych, zanim osi�gnie wieksiedemnastu lat.- C�, skoro chodzi tylko o energi�... - prychn�lMalachi.- Nie daj si� zwie��! - przerwa� mu Walter, niemalostro jak na Maranina. - Przejawem tych energii b�d�ludzie lub rzeczy, tak jak tornado jest efektem spadkuci�nienia. Mo�e... -przerwa�. Spojrzenie Malachiego od-wr�ci�o si� od Maranina. - O co chodzi?- Prawdopodobnie Inni - cicho odpowiedzia� Mala-chi. Jego wydatne nozdrza rozszerzy�y si�, wci�gaj�c10GordonR.Dicksonoch�adzaj�ce si� powietrze, kt�re w zachodz�cym �wie-tle przedzieraj�cym si� przez lekko o�nie�one szczyty g�r,nabra�o lekko r�owej barwy.- Czemu tak m�wisz? - Walter uwa�nie rozejrza� si�dooko�a, ale niczego nie dostrzeg�.- Nie jestem pewien. Przeczucie - odpar� Malachi.Walter poczu� ch��d.- Zrobili�my krzywd� naszemu ch�opcu - niemalwyszepta�. Oczy Malachiego ponownie skupi�y si� na nim.- Czemu? - zapyta� by�y �o�nierz Dorsai.- Wyszkolili�my go, by m�g� zmierzy� si� z lud�mi- co najwy�ej m�czyznami i kobietami, - wyszepta� Wal-ter, uginaj�c si� pod poczuciem winy. - A teraz ju� naczternastu �wiatach grasuj� te diab�y.- Inni nie s� diab�ami! - ostro zaprotestowa� Mala-chi, nie staraj�c si� nawet m�wi� cicho. - Zmieszaj swo-j� krew z moj� i Obadiaha -je�li chcesz zmieszaj razemkrew wszystkich oderwanych kultur, a wci�� uzyskaszcz�owieka. Ludzie sp�odz� ludzi - nic innego. Nie wyci�-gniesz z garnka nic, czego tam wcze�niej nie w�o�y�e�.- Inni to hybrydy. - Walter zadygota�. - Ludzie z�o-�eni z p� tuzina talent�w, w jednej sk�rze.- No i co z tego? - grzmia� Malachi. - Cz�owiek rodzisi�, �yje i umiera. Je�li �yje dobrze i dobrze umiera, jakaza r�nica, co go zabije?- Ale to nasz Hal...- Kt�ry kiedy� musi umrze�, jak wszyscy. We� si�w gar��! - wymamrota� Malachi. - Czy na Exotikach niehodujecie kr�gos�up�w moralnych?Walter pozbiera� si�. Stan�� prosto i przez kilka se-kund oddycha� w kontrolowany spos�b, po czym przy-wdzia� spok�j niczym p�aszcz.- Masz racj� - przyzna�. - Przynajmniej Hal posiadawszystko, co mogli�my mu da� we trzech - umiej�tno�cii wiedz�. I ma w sobie potencja�, by sta� si� wielkimpoet�, je�li prze�yje.- Poeta! - ponuro skomentowa� Malachi. - Jest kil-ka tysi�cy bardziej u�ytecznych rzeczy, kt�re m�g�by zro-bi� ze swoim �yciem. Poeci...Encyklopedia Ostateczna - tom 1 11Przerwa�. Jego oczy zetkn�y si� ze spojrzeniem Wal-tera w nag�ym ostrze�eniu.Oczy Waltera potwierdzi�y wiadomo��. Z�o�y� ramio-na w szerokich r�kawach swojej b��kitnej szaty w ge�ciezako�czenia.- Ale poeci r�wnie� s� lud�mi - powiedzia� rado�niei swobodnie jak kto� prowadz�cy swobodn� dyskusj�.- Dlatego w�a�nie, spo�r�d dziewi�tnastowiecznych po-et�w tak wysoko ceni� sobie Alfreda Noyesa. Znasz Noy-esa, prawda?- A powinienem?- Tak s�dz� - odpowiedzia� Walter. - Oczywi�cie,przyznaj�, obecnie ze wszystkich jego poemat�w pa-mi�ta si� tylko o The Highwayman. Ale Opowie�ciz syreniej tawerny i ten jego d�ugi poemat - Sherwood- oba maj� w sobie geniusz. Wiesz, ta cz��, w kt�rejOberon, kr�l elf�w i wr�ek m�wi swoim poddanym,�e Robin Hood umrze i wyja�nia, czemu wr�ki s� muco� winne...- Nigdy tego nie czyta�em - burkn�� Malachi nie-uprzejmie.- A wi�c zacytuj� ci - powiedzia� Walter. - Oberonm�wi do swoich poddanych i opowiada im o jednejz nich, kt�r� Robin uratowa� kiedy� z czego�, co jak s�-dzi� nie jest niczym gro�niejszym od paj�czej sieci. Noy-es wk�ada w usta Oberona nast�puj�ce s�owa:...Uratowa� j� z u�cisk�w czarnoksi�nika,Tej okrutnej i mrocznej odwiecznej tajemnicy,Kt�r� wszyscy znamy i wzbraniamy si� przed ni�...Walter przerwa� na widok m�odego m�czyzny o bla-de twarzy wychodz�cego zza znajduj�cych si� za Mala-chim krzew�w bzu. Ubrany by� w garnitur, a w d�onitrzyma� bro� energetyczn� o d�ugiej, w�skiej lufie z cew-kowat� os�on�. Chwil� p�niej do��czy� do niego drugi,podobnie uzbrojony. Obracaj�c si� Walter zauwa�y� ko-lejnych dw�ch. W stron� starych m�czyzn kierowa�ysi� teraz cztery pistolety.12gordonR.Dickson- �... Wydoby� j� tak delikatnie, �e ani jedna z t�czyl�ni�cych na jej skrzyd�ach przy�miona nie zosta�a..."- G��boki, d�wi�czny g�os doko�czy� cytat, a z tych sa-mych drzwi balkonowych, przez kt�re kilka minut wcze-�niej wyszed� Walter, wy�oni� si� wysoki m�czyznaz ciemnymi w�osami i szczup��, drobnoko�cist� twarz�,nios�c ksi��k�, kt�r� przed chwil� czyta� Walter, maj�cjeden z palc�w wsuni�ty w wolumin jak zak�adk�.- ... Ale chyba dostrzega pan - kontynuowa�, m�wi�cteraz do Waltera - jak obni�a loty po tym przeb�yskusi�y, kt�ry pan zacytowa�, tworz�c zaledwie poezj� �ad... [ Pobierz całość w formacie PDF ]