Emilio Sanchez (Tom 2 - Dzieci boga), eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mary Doria RussellDzieci Boga(Children of God)Tłumaczył Andrzej PolkowskiDla Kate Sweeney i Jennifer Tuckerhermanas de mi almaPrologOblany potem i udręczony mdłociami, ojciec Emilio Sandoz siedział na skrajułóżka, z głowš ukrytš w tym, co pozostało z jego dłoni.Wiele rzeczy okazało się nie do zniesienia. Na przykład szaleństwo. Albo mierć.Jak to się dzieje, że ja wcišż żyję, zastanawiał się, nie tyle z filozoficznejciekawoci, ile głęboko poirytowany swojš fizycznš żywotnociš i zwykłym brakiemszczęcia, który spowodował, że wcišż jeszcze oddychał, choć pragnšł jedyniemierci.Co powinienem stracić szepnšł do siebie, samotny w ciemnoci nocy. Alboumysł, albo duszę...Wstał i zaczšł się przechadzać, ukrywszy okaleczone ręce pod pachami, by nieurażać palców. Dręczony koszmarami w ciemnoci, zapalił łokciem wiatło, żebywidzieć przed sobš realne przedmioty: łóżko, zmiętš i mokrš od potu pociel,drewniane krzesło, małš, prostš komódkę. Pięć kroków naprzód, obrót, pięć krokówz powrotem. Prawie tyle, co w celi na Rakhacie...Kto zapukał do drzwi i Sandoz usłyszał cichy głos brata Edwarda Behra, któregosypialnia znajdowała się w pobliżu i którego zawsze budziły te nocne spacery.Nic ojcu nie jest?Czy nic mi nie jest? Jezu! Jestem przerażony, okaleczony, straciłem wszystkich,których kochałem...Stojšcy za drzwiami brat Edward Behr usłyszał tylko:Nic mi nie jest, Ed. Po prostu nie mogę zasnšć. Wszystko w porzšdku.Brat Edward westchnšł, nie zaskoczony tš odpowiedziš. Już prawie od rokuopiekował się Emiliem Sandozem w dzień i w nocy. Troszczył się o jego udręczoneciało, modlił się za niego, obserwujšc z przerażeniem mękę, z jakš Sandozusiłował wydobyć się ze stanu krańcowej rozpaczy i odzyskać kruchy szacunek dosamego siebie. Tak więc i teraz, kiedy szedł korytarzem, by sprawdzić, co siędzieje z jego podopiecznym, spodziewał się tej łagodnej odpowiedzi na swojebezsensowne pytanie.To jeszcze nie koniec ostrzegł go kilka dni temu, kiedy Sandoz wypowiedziałwreszcie to, co wydawało się niemożliwe do wypowiedzenia. Z czego takiego niewychodzi się od razu.Emilio musiał się z tym zgodzić.Wróciwszy do swojej sypialni, brat Edward ułożył wyżej poduszkę i wliznšł siępod przecieradła, nasłuchujšc monotonnych kroków. Tak, pomylał, nie wystarczypoznać prawdę. Trzeba jeszcze nauczyć się z niš żyć.W pokoju znajdujšcym się tuż pod sypialniš Sandoza ojciec generał TowarzystwaJezusowego również usłyszał nagły, zduszony krzyk, oznajmiajšcy nadejcie demona,który władał nocami Emilia. W przeciwieństwie do brata Edwarda, VincenzoGiuliani nie wstawał już, by spieszyć z pomocš Sandozowi, ale dobrze pamiętałjego twarz w takim momencie, twarz człowieka ogarniętego dzikš trwogš,starajšcego się za wszelkš cenę odzyskać panowanie nad sobš.Vincenzo Giuliani, prowadzšc przez wiele miesięcy dochodzenie w sprawie przyczynniepowodzenia pierwszej jezuickiej misji na Rakhat, był pewny, że gdyby tylkoudało się nakłonić Emilia Sandoza do opowiedzenia, co wydarzyło się na owejdalekiej planecie, problem zostałby rozwišzany i Emilio odzyskałby spokój.Ojciec generał był administratorem, ale był też kapłanem. Wierzył, że takiewyznanie jest niezbędne dla Towarzystwa Jezusowego i dla samego Sandoza abystawić czoło faktom. I tak, stosujšc nacisk bezporedni i poredni, łagodnyi brutalny, sam i przy pomocy innych, doprowadził wreszcie Emilia Sandoza dokrytycznego momentu, w którym prawda mogła go wyzwolić.Przez cały czas Sandoz utrudniał im zbliżenie go do tego momentu: żaden kapłan,bez względu na to, w jak głębokiej pogršżony rozpaczy, nie chce nikogo zgorszyć.Vincenzo Giuliani był jednak przekonany, że potrafi przeanalizować i naprawićbłšd, zrozumieć przyczynę klęski i wybaczyć, usłyszeć wyznanie winyi rozgrzeszyć.Nie był jednak przygotowany na niewinnoć.Wiecie, o czym pomylałem tuż przed tym, jak zostałem wykorzystany po razpierwszy? Że jestem w rękach Boga, powiedział Emilio owego złotego,sierpniowego popołudnia, kiedy jego opór został wreszcie przełamany. KochałemBoga i zawierzyłem Jego miłoci. Zadziwiajšce, prawda? Pozbyłem się woli,wyrzekłem się wszelkiej obrony. Nie pozostało nic pomiędzy mnš a tym, co miałosię stać. Nic, prócz miłoci Boga. I zostałem zgwałcony. Byłem nagi przed Bogiemi zostałem zgwałcony.Dlaczego tak łatwo myleć le o innych? Co sprawia, że czynimy to z takš ochotš?Zawiedziony idealizm? Sami sobie sprawiamy zawód, a potem rozglšdamy się wokoło,szukajšc podobnych przypadków, żeby się upewnić: nie tylko ja.Emilio Sandoz nie był człowiekiem bez grzechu; przeciwnie, czuł się bardzo winny,a jednak... Powiedział im: Bo jeli to Bóg wiódł mnie, krok po kroku, bym Gopokochał, jeli przyjmę, że prawdziwe było to piękno, prawdziwy ten zachwyt, toi cała reszta jest wolš Boga, a to, moi panowie, rodzi straszliwš gorycz. Alejeli jestem tylko oszukanš małpš, która zbyt poważnie potraktowała mnóstwostarych bani, to ja sam sprowadziłem to wszystko na siebie i na moichtowarzyszy. Bioršc pod uwagę te okolicznoci, dochodzę do wniosku, że problemateizmu polega na tym, że mogę oskarżać tylko samego siebie. Gdybym jednakzechciał uwierzyć, że Bóg jest niegodziwy, to pozostawałoby mi na pociechęnienawidzić Boga.Jeli Sandoz został oszukany, mylał Vincenzo Giuli ani, wsłuchujšc sięw monotonne kroki nad sobš, to co można powiedzieć o mnie? A jeli nie, to kimwłaciwie jest Bóg?1. NEAPOL: wrzesień 2060Celestina Giuliani poznała słowo oszczerstwo na chrzcie swojej kuzynki.Z całej uroczystoci zapamiętała głównie to słowo i mężczyznę, który płakał.Podobał jej się kociół, podobały piewy, ale niemowlę ubrano w jej sukienkę,a z tym już trudno było się pogodzić. Nikt nie pytał Celestiny o pozwolenie,a uczono jš, że niczego nie wolno brać bez pytania. Mama wyjaniła jej, żewszystkie dzieci z rodziny Giulianich majš na sobie tę sukienkę podczas chrztui pokazała jej ršbek, na którym wyhaftowane było imię Celestiny.Widzisz, cara? Tu jest twoje imię, a tutaj imię twojego tatusia i ciociCarmelli, i twoich kuzynów, Roberta, Anamarii, Stefana. Teraz kolej na tegonowego dzidziusia.Celestinę nie bardzo to przekonało. Nadšsana, uznała, że ten dzieciak wyglšdajak dziadzia w lubnej sukni.Znudzona ceremoniš, zwiesiła głowę i zaczęła kołysać rękami, obserwujšcfalowanie swojej spódniczki. Co jaki czas zerkała na mężczyznę z dziwnymiurzšdzeniami przy rękach, który stał samotnie w kšcie kaplicy. To ksišdz, takjak kuzyn dziadka Giulianiego, don Vincenzo, wyjaniła jej mama, zanim ruszylido kocioła. Był bardzo długo chory i jego ręce sš jeszcze niesprawne, więc matakie urzšdzenia, żeby łatwiej poruszać palcami. Nie gap się tak, carissima, tonieładnie.Celestina przestała się przyglšdać, ale co jaki czas zerkała na niegoz zaciekawieniem.W przeciwieństwie do wszystkich obecnych, mężczyzna nie był wpatrzony w niemowlę,a raz, gdy akurat na niego zerknęła, spojrzałnaniš. Te dziwne urzšdzeniawyglšdały przerażajšco, ale on sam nie sprawiał takiego wrażenia. Większoćdorosłych mieje się twarzš, ale ich oczy mówiš: Id i pobaw się! Natomiastten człowiek miał na pewno rozemiane oczy.Niemowlę wierciło się i płakało, aż wreszcie Celestina poczuła conieprzyjemnego.Mamo! zawołała przerażona. Ten dzidziu...Ciiicho, cara! szepnęła doć głono matka, a wszyscy doroli rozemiali się,nawet don Vincenzo, który miał na sobie długš czarnš suknię, tak jak ówmężczyzna z protezami, i oblewał wodš główkę niemowlęcia.Kiedy wszystko się skończyło, wyszli z ciemnego kocioła na słońce.Ale... mamo, ten dzidziu zrobił kupkę! upierała się Celestina, kiedyczekali na auto u stóp schodów. Narobił w mojš sukienkę! Wszystko zabrudził!Celestino upomniała jš łagodnie matka ty też kiedy to robiła! Dzidziuma pieluszki. Ty też je nosiła, pamiętasz?Celestina otworzyła szeroko buzię. Wszyscy doroli wybuchnęli miechem. Wszyscyprócz tego z protezami, który stał tuż przy niej. Pochylił się, a na jego twarzymalowało się takie samo oburzenie jak na jej buzi.To oszczerstwo! krzyknęła, powtarzajšc to, co do niej szepnšł.Potworna kalumnia! potwierdził z oburzeniem, prostujšc się, a jeli nawetCelestina nie zrozumiała żadnego z tych słów, wiedziała, że ma w nimsprzymierzeńca.Póniej wszyscy poszli do domu cioci Carmelli. Celestina jadła biszkoptoweciasto, namówiła wujka Paola, żeby jš pobujał na hutawce, piła też wodęz bšbelkami, co było dla niej wielkim przeżyciem, bo zwykle jej na to niepozwalano, mówišc, że od tego robiš się słabe koci. Nie chciała bawić sięz kuzynami, bo wszyscy byli od niej starsi, a Anamaria zawsze była mamusiš, więcCelestina musiała być dzieckiem, co było nudne. Kiedy zaczęła tańczyć porodkukuchni, babcia powiedziała jej, że jest liczna, a mama, żeby poszła sobieobejrzeć winki morskie.Zaczęła marudzić, więc mama zaprowadziła jš do sypialni i położyła do łóżka.Przez chwilę siedziała przy niej, nucšc kołysankę. Celestina prawie już spała,kiedy matka wycišgnęła chustkę i głono wydmuchała nos.Mamo, dlaczego tatu dzisiaj nie przyszedł?Był zajęty, cara odpowiedziała Ginš Giuliani. A teraz już pij.Obudziły jš głone pożegnania: kuzynowie, ciocie, wujkowie, dziadkowie, babciei przyjaciele rodziny wykrzykujšcy ciao i buena fortuna do niemowlęcia i jegorodziców. Celestina wstała i skorzystała z toalety, co przypomniało jejo oszczerstwie, a potem wyszła na loggię, zastanawiajšc się, czy będzie mogłazabrać parę balonów do domu. Stefano wrzeszczał i płakał.Wiem, wiem mówi... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • upanicza.keep.pl