Erle Stanley Gardner - Sprawa haczyka z przynętą, E Książki także, Erle Stanley Gardner
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Erle Stanley GardnerSprawa haczyka z przynętąPrzełożył Bartłomiej MadejskiOSOBY:OLE - zaspany windziarzROBERT PELTHAM - przebiegły architekt„KOCHANKA W MASCE” - ma połowę przynętyDELLA STREET - sekretarka par excellenceGERTIE - recepcjonistkaABIGAIL ESTHER TUMP - ma wyobraźnię i jest ambitnaPAUL DRAKE- szef Agencji Detektywistycznej Drake’aALBERT TIDINGS - niewiarygodny powiernikNADINE TIDINGS - jego zgnębiona żonaSIERŻANT HOLCOMB - z wydziału zabójstwBYRL GAI LORD - próbuje wejść na salonyCARL MATTERN - sekretarz TidingsaPAN LOFTUS - starszy partner w biurze maklerskim Loftus &CalePAN GANTEN - doradca prawny w biurze Loftus & CaleEMERY B. BOLUS - prezes Western Prospecting CompanyADELLE HASTINGS - dziedziczka bez groszaARTHMONT A. FREEL - szacowny szantażystaHAMILTON BURGER - prokurator okręgowy orazPERRY MASONRozdział 1Dwie osoby w mieście znały zastrzeżony numer telefonuPerry’ego Masona. Jednąbyła Della Street, jego sekretarka, a drugą Paul Drake, szefAgencji DetektywistycznejDrake’a.Była burzliwa noc na początku marca. Deszcz od czasu do czasuwalił o szyby, a wiatrwył na gzymsach i wciskał się do mieszkania Masona przezlekko uchylone okna. Dął wfiranki, które co chwilę przybierały najdziwniejsze kształty białychduchów, a potem opadałyi zwisały nieruchomo.Mason otrząsnął się z obezwładniającego, głębokiego snu, którynadchodzi wpierwszej części nocy, i sięgnął ręką, szukając dzwoniącegotelefonu.Niepewne palce przez chwilę nie mogły odnaleźć aparatu.Prawa dłoń adwokata dotknęła wreszcie łańcuszka zwisającegoz lampy nad łóżkiem.Równocześnie lewa zaplątała się w kabel i ściągnęła telefon napodłogę.W pełni już rozbudzony, Mason odnalazł aparat, przyłożyłsłuchawkę do ucha ipowiedział:- Boże, Delio, nie potrafisz pójść spać o przyzwoitej porze?- Pan Mason? - odezwał się męski głos.- Tak, kto mówi? - odpowiedział zdziwiony prawnik.- Cash.Mason usiadł w łóżku i oparł się o poduszkę.- Świetnie - powiedział. - Jak się ma Carry?W głosie zabrzmiało zdziwienie.- Carrie? - spytał. - Nie mam pojęcia, o kogo panu chodzi.- Zaraz, zaraz - odezwał się Mason pogodnie - skoro pan jestCash, musi pan znaćCarry’ego.- Aha, żart - odezwał się głos tonem obrażonej godnościczłowieka pozbawionegopoczucia humoru. - Nie zrozumiałem.- Dlaczego pan dzwoni? - spytał Mason.- Chcę przyjść do pańskiej kancelarii.- A ja chcę zostać w łóżku.Rozmówca adwokata odezwał się, cedząc słowa:- Panie Mason,w portfelu mam dwatysiącdolarowe banknoty. Jeżeli zechce pan przyjść do kancelariii przyjąć sprawę, którąpragnę panu zlecić, dam panu te dwa banknoty jako zaliczkę.Zatroszczę się również, abyotrzymał pan dziesięć tysięcy dolarów, jeżeli poproszę pana opodjęcie czynności w moimimieniu.- Morderstwo? - spytał Mason.Głos zawahał się przez chwilę, po czym rzekł:- Nie.- Jak pan się naprawdę nazywa?- Przykro mi, ale nie mogę tego panu powiedzieć. Masonodezwał się zirytowany:- Wystarczą dwa centy, żeby zadzwonić i obiecywać wielkiepieniądze. Chcęwiedzieć, z kim mam do czynienia, zanim pójdę do kancelarii.Głos odezwał się po chwili wahania:- John L. Cragmore.- Gdzie pan mieszka? - 5619 Union Drive.- W porządku - powiedział Mason - będę w kancelarii zadwadzieścia minut. Zdążypan?- Tak - odparł mężczyzna i dodał uprzejmie, zanim odłożyłsłuchawkę - dziękuję panu.Mason wygrzebał się z łóżka, zamknął okna i wziął do rękiksiążkę telefoniczną. Nikto nazwisku Cragmore nie mieszkał pod tym numerem na UnionDrive.Mason wykręcił numer Agencji Detektywistycznej Drake’a.Telefonistka na nocnejzmianie odezwała się znudzonym, monotonnym głosem:- Agencja Detektywistyczna Drake’a.- Tu Mason - rzucił krótko adwokat. - Jestem umówiony w biurzeza dwadzieściaminut. Klient prawdopodobnie przyjedzie samochodem. Ustawciepo jednym człowieku nakażdym rogu. Niech sprawdzą numery rejestracyjne wszystkichsamochodów, które zaparkująna ulicy. Dowiedzcie się wszystkiego, czego się da. Wpadnę doagencji, zanim pójdę dokancelarii.Mason odwiesił słuchawkę, zdjął piżamę i zaczął się pośpiesznieubierać. Na zegarkubyło dziesięć minut po północy. Przeciągnął grzebieniem przezsplątane włosy, wbił się wpłaszcz przeciwdeszczowy, rozejrzał się szybko po mieszkaniu,podszedł do telefonu i poleciłportierowi, żeby podstawiono mu jego samochód. Wyłączyłświatła, zamknął za sobą drzwi iwezwał windę. Czarny windziarz spojrzał na niego z ciekawością.- Strasznie mocno leje, panie Mason.- Jak z cebra? - spytał Mason. Chłopak pokazał białe zęby wuśmiechu.- Nie, proszę pana. Jak z sikawki. Dokądś się pan wybiera?- Niegodziwi nie zaznają spokoju - odrzekł Mason. Chłopakwywrócił oczy ku górze ispytał:- Znaczy, pan jest niegodziwy?- Nie - odpowiedział Mason z uśmieszkiem, gdy windazatrzymała się delikatnie naparterze - moi klienci.Przywitał się z nocnym portierem i spytał:- Przekazał pan moje polecenie?- Tak, panie Mason. Samochód czeka. Okropna pogoda.Mason pokiwał głową w zamyśleniu, rzucił klucz na biurko iruszył w kierunkuschodów prowadzących do garażu. Poły jego płaszcza owijałysię wokół nóg stawiającychdługie kroki. Portier patrzył zaciekawiony, przez chwilę ważąc wręce klucz, zanim odłożyłgo do odpowiedniej przegródki.Adwokat odpowiedział kiwnięciem głowy na pozdrowieniepracownika garażu,wsunął się za kierownicę wielkiego coupe i z rykiem silnika ruszyłspiralnym podjazdem. Nazewnątrz dopadł go wiatr, a ulewny deszcz zaczął walić wkaroserię. Po przedniej szybiespływały strugi wody. Mason włączył wycieraczki, wrzucił drugibieg i ostrożnie zjechał zchodnika w wodę płynącą po jezdni.Światła reflektorów odbijały się od rozprysków kropli deszczuuderzających o ziemię.Mason wrzucił wyższy bieg i ruszył przez mokre i wymarłe ulice. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl upanicza.keep.pl
//-->Erle Stanley GardnerSprawa haczyka z przynętąPrzełożył Bartłomiej MadejskiOSOBY:OLE - zaspany windziarzROBERT PELTHAM - przebiegły architekt„KOCHANKA W MASCE” - ma połowę przynętyDELLA STREET - sekretarka par excellenceGERTIE - recepcjonistkaABIGAIL ESTHER TUMP - ma wyobraźnię i jest ambitnaPAUL DRAKE- szef Agencji Detektywistycznej Drake’aALBERT TIDINGS - niewiarygodny powiernikNADINE TIDINGS - jego zgnębiona żonaSIERŻANT HOLCOMB - z wydziału zabójstwBYRL GAI LORD - próbuje wejść na salonyCARL MATTERN - sekretarz TidingsaPAN LOFTUS - starszy partner w biurze maklerskim Loftus &CalePAN GANTEN - doradca prawny w biurze Loftus & CaleEMERY B. BOLUS - prezes Western Prospecting CompanyADELLE HASTINGS - dziedziczka bez groszaARTHMONT A. FREEL - szacowny szantażystaHAMILTON BURGER - prokurator okręgowy orazPERRY MASONRozdział 1Dwie osoby w mieście znały zastrzeżony numer telefonuPerry’ego Masona. Jednąbyła Della Street, jego sekretarka, a drugą Paul Drake, szefAgencji DetektywistycznejDrake’a.Była burzliwa noc na początku marca. Deszcz od czasu do czasuwalił o szyby, a wiatrwył na gzymsach i wciskał się do mieszkania Masona przezlekko uchylone okna. Dął wfiranki, które co chwilę przybierały najdziwniejsze kształty białychduchów, a potem opadałyi zwisały nieruchomo.Mason otrząsnął się z obezwładniającego, głębokiego snu, którynadchodzi wpierwszej części nocy, i sięgnął ręką, szukając dzwoniącegotelefonu.Niepewne palce przez chwilę nie mogły odnaleźć aparatu.Prawa dłoń adwokata dotknęła wreszcie łańcuszka zwisającegoz lampy nad łóżkiem.Równocześnie lewa zaplątała się w kabel i ściągnęła telefon napodłogę.W pełni już rozbudzony, Mason odnalazł aparat, przyłożyłsłuchawkę do ucha ipowiedział:- Boże, Delio, nie potrafisz pójść spać o przyzwoitej porze?- Pan Mason? - odezwał się męski głos.- Tak, kto mówi? - odpowiedział zdziwiony prawnik.- Cash.Mason usiadł w łóżku i oparł się o poduszkę.- Świetnie - powiedział. - Jak się ma Carry?W głosie zabrzmiało zdziwienie.- Carrie? - spytał. - Nie mam pojęcia, o kogo panu chodzi.- Zaraz, zaraz - odezwał się Mason pogodnie - skoro pan jestCash, musi pan znaćCarry’ego.- Aha, żart - odezwał się głos tonem obrażonej godnościczłowieka pozbawionegopoczucia humoru. - Nie zrozumiałem.- Dlaczego pan dzwoni? - spytał Mason.- Chcę przyjść do pańskiej kancelarii.- A ja chcę zostać w łóżku.Rozmówca adwokata odezwał się, cedząc słowa:- Panie Mason,w portfelu mam dwatysiącdolarowe banknoty. Jeżeli zechce pan przyjść do kancelariii przyjąć sprawę, którąpragnę panu zlecić, dam panu te dwa banknoty jako zaliczkę.Zatroszczę się również, abyotrzymał pan dziesięć tysięcy dolarów, jeżeli poproszę pana opodjęcie czynności w moimimieniu.- Morderstwo? - spytał Mason.Głos zawahał się przez chwilę, po czym rzekł:- Nie.- Jak pan się naprawdę nazywa?- Przykro mi, ale nie mogę tego panu powiedzieć. Masonodezwał się zirytowany:- Wystarczą dwa centy, żeby zadzwonić i obiecywać wielkiepieniądze. Chcęwiedzieć, z kim mam do czynienia, zanim pójdę do kancelarii.Głos odezwał się po chwili wahania:- John L. Cragmore.- Gdzie pan mieszka? - 5619 Union Drive.- W porządku - powiedział Mason - będę w kancelarii zadwadzieścia minut. Zdążypan?- Tak - odparł mężczyzna i dodał uprzejmie, zanim odłożyłsłuchawkę - dziękuję panu.Mason wygrzebał się z łóżka, zamknął okna i wziął do rękiksiążkę telefoniczną. Nikto nazwisku Cragmore nie mieszkał pod tym numerem na UnionDrive.Mason wykręcił numer Agencji Detektywistycznej Drake’a.Telefonistka na nocnejzmianie odezwała się znudzonym, monotonnym głosem:- Agencja Detektywistyczna Drake’a.- Tu Mason - rzucił krótko adwokat. - Jestem umówiony w biurzeza dwadzieściaminut. Klient prawdopodobnie przyjedzie samochodem. Ustawciepo jednym człowieku nakażdym rogu. Niech sprawdzą numery rejestracyjne wszystkichsamochodów, które zaparkująna ulicy. Dowiedzcie się wszystkiego, czego się da. Wpadnę doagencji, zanim pójdę dokancelarii.Mason odwiesił słuchawkę, zdjął piżamę i zaczął się pośpiesznieubierać. Na zegarkubyło dziesięć minut po północy. Przeciągnął grzebieniem przezsplątane włosy, wbił się wpłaszcz przeciwdeszczowy, rozejrzał się szybko po mieszkaniu,podszedł do telefonu i poleciłportierowi, żeby podstawiono mu jego samochód. Wyłączyłświatła, zamknął za sobą drzwi iwezwał windę. Czarny windziarz spojrzał na niego z ciekawością.- Strasznie mocno leje, panie Mason.- Jak z cebra? - spytał Mason. Chłopak pokazał białe zęby wuśmiechu.- Nie, proszę pana. Jak z sikawki. Dokądś się pan wybiera?- Niegodziwi nie zaznają spokoju - odrzekł Mason. Chłopakwywrócił oczy ku górze ispytał:- Znaczy, pan jest niegodziwy?- Nie - odpowiedział Mason z uśmieszkiem, gdy windazatrzymała się delikatnie naparterze - moi klienci.Przywitał się z nocnym portierem i spytał:- Przekazał pan moje polecenie?- Tak, panie Mason. Samochód czeka. Okropna pogoda.Mason pokiwał głową w zamyśleniu, rzucił klucz na biurko iruszył w kierunkuschodów prowadzących do garażu. Poły jego płaszcza owijałysię wokół nóg stawiającychdługie kroki. Portier patrzył zaciekawiony, przez chwilę ważąc wręce klucz, zanim odłożyłgo do odpowiedniej przegródki.Adwokat odpowiedział kiwnięciem głowy na pozdrowieniepracownika garażu,wsunął się za kierownicę wielkiego coupe i z rykiem silnika ruszyłspiralnym podjazdem. Nazewnątrz dopadł go wiatr, a ulewny deszcz zaczął walić wkaroserię. Po przedniej szybiespływały strugi wody. Mason włączył wycieraczki, wrzucił drugibieg i ostrożnie zjechał zchodnika w wodę płynącą po jezdni.Światła reflektorów odbijały się od rozprysków kropli deszczuuderzających o ziemię.Mason wrzucił wyższy bieg i ruszył przez mokre i wymarłe ulice. [ Pobierz całość w formacie PDF ]