Erle Stanley Gardner - Potrzebna atrakcyjna brunetka, E Książki także, Erle Stanley Gardner
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Erle Stanley Gardner
Potrzebna atrakcyjna brunetka
Przekład:gieszkaMorawiska
1
O tej porze ulica Adams była prawie pusta. Ponieważ
znajdowała się
pomiędzy dzielnicą
urzędów a dzielnicą
rezydencjonalną, z dala od ulic handlowych, ludzie korzystali z niej
tylko wtedy, kiedy wypadło im przejść
nią
w drodze do najbliższego przystanku
tramwajowego
lub autobusowego.
Perry Mason doprowadził właśnie do końca trudną
sprawę
w jednym z oddziałów sądu,
położonym daleko od centrum. Teraz jechał samochodem wolno, znajdując w tym odprężenie
po napięciu nerwowym sali rozpraw. Della Street, która, jak przystało na doskonałą
sekretarkę,
znała nastroje szefa, milczała.
Masona zawsze zajmowali ludzie; o ile tylko pozwalały na to przerwy w ruchu, popatrywał
na boki, obserwując przechodniów.
Teraz zwolnił, zjechał na skrajny prawy pas. Samochód toczył się
z szybkością
zaledwie
piętnastu mil na godzinę.
- Zauważyłaś, Delio? - zapytał.
- Co?
- Narożniki.
- Co na narożnikach?
- Brunetki.
Della roześmiała się.
- Czy oglądają
wystawy?
- Ależ
nie - powiedział niecierpliwie Mason. - Przyjrzyj się
im. Na każdym rogu stoi
brunetka. Każda z nich ubrana jest na ciemno, każda ma jakieś
futerko na szyi. O, na tym
rogu jest następna. Przyjrzyj się, kiedy będziemy ją
mijać.
Della Street przyjrzała się
uważnie szczupłej brunetce stojącej tak, jak gdyby czekała na
tramwaj, tylko Że Żaden tramwaj nie jeździł tą
ulicą.
- Zgrabniutka - zauważyła.
Mason powiedział:
- Założę
się
o pięć
dolarów, że następna stoi na najbliższym rogu.
- Nie przyjmuję
zakładu.
Na następnym rogu rzeczywiście stała brunetka wyglądająca niemal identycznie. TeŻ
ubrana była w ciemną
sukienkę
i miała na szyi srebrnego lisa.
- Odkąd to się
powtarza? - zapytała Della.
- Wstyd przyznać
- powiedział Mason - ale nie wiem. Widziałem ich pięć
albo sześć.
Zawróćmy i zobaczmy.
Mason poczekał na odpowiedni moment, zawrócił i pojechał szybciej ulicą. Della Street
wiedziała, w jak wielkiej mierze powodzenie Masona wynika ze zdolności błyskawicznej
oceny ludzi i Życzliwego zrozumienia ludzkiej natury, toteŻ
nie widziała nic niezwykłego w
tym, że jej przełożony mimo czekających go pilnych zajęć
zawrócił z drogi po to, żeby
policzyć
brunetki stojące na narożnikach południowej strony ulicy Adams.
- No - powiedział po chwili Mason - chyba je minęliśmy. Naliczyłem osiem.
- Proszę
jeszcze raz sprawdzić
- rzekła z uśmiechem.
- Bóg jeden wie, ile ich jeszcze było przed nami, kiedy zdecydowaliśmy się
zawrócić.
Jak myślisz, Della? Spróbujemy od tej pierwszej dowiedzieć
się, na czym polega ta zabawa?
- Spróbować
nie zaszkodzi - powiedziała Della.
Mason jeszcze raz zawrócił.
- Tutaj zaraz za rogiem możemy zaparkować
- powiedziała Della Street. - Nie sposób
pominąć
takiej okazji.
- Rzeczywiście nie sposób - przyznał Mason stawiając samochód przy krawężniku.
Brunetka spojrzała na nich z wyraźnym zainteresowaniem i zaraz pogrążyła się
w bacznej
obserwacji ruchu ulicznego, nie zwracając uwagi na to, że jest obiektem zainteresowania.
Mason wysiadł z samochodu i powiedział:
- Lepiej chodź
ze mną, Delio, żeby przydać
nieco godności tej sytuacji.
Della Street szybko wysunęła się
z samochodu i ujęła Masona pod ramię.
Adwokat podszedł do młodej kobiety i uchylił kapelusza.
Dziewczyna momentalnie zbliżyła się
do niego, uśmiechnęła i zapytała:
- Czy pan Hines?
- Odczuwam pokusę, by odpowiedzieć
„tak” - rzekł Mason.
Dziewczyna przestała się
uśmiechać. W jej oczach pojawił się
niepokój, przyglądała się
Delii i Masonowi.
- Nic z tych rzeczy - powiedziała chłodno.
- Skądże znowu - uspokoiła ją
Della, starając się
przybrać
najbardziej przyjacielski ton.
Dziewczyna zwróciła się
ostro do Masona:
- Czy to ma być
Żart? Ja już
gdzieś
pana widziałam... Aha, teraz sobie przypominam.
Widziałam pana w sądzie. Pan Perry Mason, prawda? Pan jest prawnikiem.
Della Street przytaknęła.
- A ja jestem jego sekretarką. Pan Mason nie mógł się
nadziwić, co wy tu wszystkie
robicie.
- My wszystkie?
- Na każdym narożniku tej ulicy - powiedział Mason - stoi brunetka w ciemnej sukni z
futerkiem.
- Na ilu narożnikach?
- Co najmniej na ośmiu.
- No tak, przypuszczałam, że będzie wiele kandydatek.
- Pani je zna?
Potrząsnęła głową, a po chwili powiedziała:
- Znam jedną
z nich, to moja koleżanka, mieszkamy razem, nazywa się
Ewa Martell. Ja
nazywam się
Cora Felton.
- A ja Della Street - powiedziała Della, a potem dodała ze śmiechem: - A teraz, skoro
się
już
znamy, czy zechce nam pani powiedzieć, co to wszystko znaczy? Pan Mason nie
może zabrać
się
do pracy, dopóki nie przestanie go dręczyć
nie rozwiązana zagadka.
Cora Felton stwierdziła:
- Dla mnie to też
jest zagadka. Może widzieli państwo przypadkiem to ogłoszenie?
Mason przecząco pokręcił głową.
Otworzyła torebkę, wyjęła z niej wydarte z gazety ogłoszenie i podała je Masonowi.
- Zaczęło się
od tego - powiedziała.
Ogłoszenie brzmiało następująco:
POTRZEBNA: zgrabna, atrakcyjna brunetka, dwadzieścia trzy-dwadzieścia pięć
lat,
wzrost 164 cm, waga 53 kg, obwód talii 50 cm, obwód biustu 80 cm. Waga i wymiary muszą
być
absolutnie dokładne, a kandydatka musi być
zdecydowana na barwną, niezwykłą
pracę,
płatną
pięćdziesiąt dolarów dziennie przez co najmniej pięć
dni, a najwyŻej sześć
miesięcy.
Wytypowana kandydatka będzie mogła sama wybrać
sobie towarzyszkę
- opiekunkę, która
będzie z nią
stale w okresie jej zatrudnienia, z wynagrodzeniem 20 dolarów dziennie plus
utrzymanie. Tel. Drexberry 5236, prosić
pana Hinesa.
- I pani się
zgłosiła? - zapytał Mason.
- Tak.
- Telefonicznie?
- Tak.
- I rozmawiała pani z Hinesem?
- Rozmawiałam z kimś, kto podał się
za przedstawiciela Hinesa. Powiedział mi, że mam
się
ubrać
w ciemny kostium i mieć
wokół szyi jakieś
puszyste futerko, i tak ubrana mam
być
na tym rogu o czwartej i czekać
do piątej. W przypadku, gdyby zrezygnowano z mojej
oferty, mam dostać
dziesięć
dolarów.
- Kiedy odpowiedziała pani na to ogłoszenie?
- Dziś, około jedenastej rano.
- To było w dzisiejszej rannej gazecie?
- Tak. To znaczy, w specjalnej gazecie, czytanej powszechnie przez aktorki. To było
dzisiejsze wydanie.
- Uprzedzano panią
chyba, że będą
i inne kandydatki?
Roześmiała się
i powiedziała:
- Wiedziałam, oczywiście. W godzinę
po moim telefonie przyszła Ewa Martell, z którą
mieszkam, i wspomniałam jej o tym. Ona też
zadzwoniła. Ewa jest brunetką
i jesteśmy
prawie
identycznie zbudowane. Możemy nosić
te same ubrania, nawet rękawiczki i buty.
- I co powiedział jej Hines?
- Nie Hines - mężczyzna, który twierdził, że jest jego przedstawicielem. Polecił Ewie
czekać
o czwartej, cztery przecznice stąd. To znaczy pomiędzy telefonem moim i Ewy
musiały
być
trzy inne kandydatki, które zgłosiły się
i zostały dopuszczone do eliminacji.
Mason popatrzył na zegarek.
- Teraz jest za pięć
piąta. Pani czeka tu od czwartej?
- Tak.
- Czy zauważyła pani coś
szczególnego? Ktoś
się
pani przyglądał?
Roześmiała się
i odparła:
- Oczywiście, proszę
pana, ktokolwiek przechodził, przyglądał mi się, nigdy w Życiu nie
czułam się
równie podejrzanie. Warczały na mnie wilki, wyły kojoty i świstały teriery.
Przechodnie
próbowali mnie zaczepiać. Kierowcy ofiarowywali się
zawieźć
mnie, dokądkolwiek
zechcę, inni wykręcali sobie szyję
oglądając się
za mną.
- Ale nikt nie proponował pani tej pracy?
- Ani śladu Hinesa. Myślę, że albo mnie już
obejrzał, albo uczynił to jego reprezentant.
Przychodząc tutaj postanowiłam sobie dobrze przypatrzyć
się
temu, kto mnie będzie oglądał.
Ale - no cóż, niech pan postawi jakąkolwiek dziewczynę, która odpowiada temu opisowi,
zostawi ją
samą
na takim narożniku i każe jej tak stać
przez godzinę
- zobaczy pan, że nie
będzie jej łatwo wyłuskać
tego, o kogo chodzi. To jest szukanie ziarnka maku w kupie
piasku.
Mason przytaknął.
- Bardzo, bardzo sprytnie - powiedział z podziwem.
- Co takiego?
- Sposób, w jaki Hines ustrzegł się
od tego, żebyście mogły go zobaczyć, kiedy będzie
wam się
przyglądał. Bardzo starannie wybrał ulicę
doskonale nadającą
się
do jego planu -
nie
tak daleko od centrum, żeby was przestraszyć, nie tak blisko sklepów, żebyście zagubiły się
w
tłumie. Tak, ta ulica jest na tyle uczęszczana, żebyście nie bały się
tu przyjść, ale
wystarczająco
pusta, żeby można was było łatwo zobaczyć. Hines mógł przejść
tu obok parę
razy,
nawet zatrzymać
się
i zaczepiać
was, a wy nie mogłybyście odróżnić
go od innych.
- Chyba tak.
- To było sprytnie przeprowadzone. Ale te dziesięć
dolarów za fatygę, to interesujące;
właśnie teraz powinna je pani dostać. Czy nie zrobi pani różnicy, jeżeli poczekamy, żeby
zobaczyć...
Przerwał na widok zbliżającego się
szybkim krokiem mężczyzny, który uniósł kapelusz
i zapytał:
- Panna Felton?
- Tak.
- Jestem przedstawicielem pana Hinesa, przykro mi powiedzieć
pani, że miejsce zostało
zajęte. Dostaje pani dziesięć
dolarów za to, że zechciała pani odpowiedzieć
na ogłoszenie i
przyjść
tutaj. Pan Hines polecił mi wypłacić
pani te pieniądze. Dziękuję
pani. Do widzenia.
Mężczyzna wręczył Corze Felton banknot, uchylił kapelusza i poszedł dalej ulicą; prawą
rękę
włożył do kieszeni, a w lewej trzymał kartkę, na której wypisana była lista nazwisk.
- Proszę
poczekać
chwilę
- zawołała Cora Felton. - Chciałabym wiedzieć...
Odwrócił się.
- Niestety, przepraszam, ale nic więcej nie wiem, panno Felton. Otrzymałem polecenie
przekazania pani tej wiadomości. Nie wiem nawet, co ona znaczy. Do widzenia. - I szybko
przeszedł na drugą
stronę
ulicy.
- I co pan na to powie? - zapytała Cora Felton. Potem dodała filozoficznie: - I tak dobrze.
W każdym razie mam dziesięć
dolarów, a mógłby mnie bez trudu wystawić
do wiatru.
Mason powiedział:
- Jadę
prosto tą
ulicą. Może zechce pani wsiąść
z nami, zobaczymy, co się
dzieje z pani
przyjaciółką
o cztery ulice dalej, a może uda nam się
jeszcze raz przeprowadzić
wywiad z
przedstawicielem Hinesa?
Oczy jej się
uśmiechnęły do tego pomysłu.
- Wspaniale, to mi się
podoba.
- Proszę
szybko - Mason otworzył drzwi samochodu.
Jadąc wzdłuż
ulicy Adams zobaczyli jeszcze mężczyznę
płacącego dziewczynie na
następnym rogu.
- To jeszcze dwie przecznice dalej - powiedziała Cora Felton.
Mason przejechał jeszcze dwie przecznice, gdzie czekały następne brunetki, i podjechał
do krawężnika przy trzecim rogu.
Cora Felton stwierdziła:
- Ona będzie strasznie przejęta, kiedy pana pozna. Powinna tu być... No wie pan, to
dziwne... nie ma, nie widzę
jej.
Mason zatrzymał samochód. Cora Felton otworzyła drzwi, rozejrzała się
dookoła uważnie,
przyjrzała wszystkim czterem narożnikom i powiedziała śmiejąc się:
- Chyba poszła do domu. Zresztą
nie paliła się
do tego zbytnio. Ewa nie należy do
dziewczyn, które by stały i czekały na rogu ulicy. No cóż, dziękuję
panu bardzo, miło było
mi
pana poznać. Będę
miała co opowiadać
Ewie, kiedy wrócę
do domu.
Mason powiedział:
- Jadę
w kierunku śródmieścia. Może to pani po drodze?
- Mamy mieszkanie w zachodniej części Szóstej ulicy. Jeśli panu wygodnie... Nie chciałabym
sprawić
kłopotu.
- Nie, to Żaden kłopot. Mogę
równie dobrze jechać. tamtędy.
Cora Felton wsiadła.
- To naprawdę
intrygujące. Ewa wytrzeszczy oczy ze zdziwienia, jak jej to opowiem.
Mason dojechawszy na miejsce zatrzymał samochód przed blokiem.
- A może zechcieliby państwo skorzystać
z propozycji wstąpienia do nas na szklaneczkę?
- zapytała Cora Felton śmiejąc się. - Mieliby państwo okazję
poznać
kobietę, która
miała być
naszą
opiekunką, jeśli któraś
z nas dostałaby tę
pracę. Jestem pewna, że
zrobiłaby
na was duże wrażenie.
- Ostra? - zapytał Mason.
- Ostra jak brzytwa! Wie pan, odpowiadając na tego rodzaju ogłoszenie człowiek nie
może wiedzieć, jaki haczyk w tym tkwi. Zgodziłabym się
na tę
pracę
tylko w tym wypadku,
jeśli udałoby mi się
napuścić
Adelę
Winters na tego pana Hinesa.
Mason spojrzał na Dellę
i na wszelki wypadek wyłączył stacyjkę
w samochodzie.
- Proszę
mi opowiedzieć
o Adeli Winters.
- Ona była pielęgniarką
domową. Jest ruda i przysadzista i chce prowadzić
niezależne
Życie. Nie poddaje się
zanadto przepisom i zakazom i pewnie dlatego jest największą
na
świecie kłamczuchą. Jeśli tylko ludzie zaczynają
wypytywać
ją, co myśli o sprawach, które
jej zdaniem nie powinny ich obchodzić, albo kiedy zmuszają
ją
do przestrzegania przepisów
czy zwyczajów, które jej się
nie podobają, ciotka Adela wyłguje się
z tego z wielką
wprawą
i bez najmniejszych wyrzutów sumienia. To niebywale zręczna kłamczucha.
- W jakim jest wieku?
- Może mieć
równie dobrze pięćdziesiąt, jak i sześćdziesiąt pięć
lat. Trudno zgadnąć, a
ona za nic nie powie. No, niech państwo wejdą
na górę!
- Dobrze, pójdziemy - powiedział Mason - na koktajl i żeby zobaczyć
panią
Winters.
Pani nie sądzi, że Hines mógł być
z nią
w jakimkolwiek porozumieniu?.
- Hines nie mógłby w Żaden sposób działać
poprzez ciotkę
Adelę. Chodźmy. Mieszkanie
jest na trzecim piętrze i mamy automatyczną
windę.
- Czy obydwie z Ewą
szukacie pracy? - zapytał Mason, kiedy jechali na górę.
- Tego rodzaju pracy, tak. Jesteśmy aktorkami albo przynajmniej zdaje nam się, że
jesteśmy, czy zdawało się, zanim tu przyjechałyśmy. Zagrałyśmy kilka małych rólek, raczej
jako statystki, w Hollywood, i trochę
pracowałyśmy, jako modelki. Właściwie radzimy sobie
zupełnie nieźle, ale zawsze interesują
nas nowe kontakty. To dlatego zdecydowałyśmy się
odpowiedzieć
na to ogłoszenie. To jest prawdopodobnie zajęcie dla dublerki. Tak dokładnie
podali wymiary, że to musi być
coś
takiego.
Cora Felton wetknęła klucz do zamka u drzwi i przekręciła go śmiejąc się.
- Państwo pozwolą, że najpierw rzucę
okiem, czy wszyscy tutaj nadają
się
do oglądania.
Stojąc w otwartych drzwiach krzyknęła:
- Mamy gości. Czy wszyscy są
ubrani? Nikt nie odpowiedział.
- To dziwne - powiedziała. - Proszę
wejść. Chyba nie ma nikogo w domu. O, co to
takiego?
Uwagę
jej zwróciła leżąca na stole kartka. Przeczytała ją
i bez słowa podała Masonowi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl upanicza.keep.pl
Erle Stanley Gardner
Potrzebna atrakcyjna brunetka
Przekład:gieszkaMorawiska
1
O tej porze ulica Adams była prawie pusta. Ponieważ
znajdowała się
pomiędzy dzielnicą
urzędów a dzielnicą
rezydencjonalną, z dala od ulic handlowych, ludzie korzystali z niej
tylko wtedy, kiedy wypadło im przejść
nią
w drodze do najbliższego przystanku
tramwajowego
lub autobusowego.
Perry Mason doprowadził właśnie do końca trudną
sprawę
w jednym z oddziałów sądu,
położonym daleko od centrum. Teraz jechał samochodem wolno, znajdując w tym odprężenie
po napięciu nerwowym sali rozpraw. Della Street, która, jak przystało na doskonałą
sekretarkę,
znała nastroje szefa, milczała.
Masona zawsze zajmowali ludzie; o ile tylko pozwalały na to przerwy w ruchu, popatrywał
na boki, obserwując przechodniów.
Teraz zwolnił, zjechał na skrajny prawy pas. Samochód toczył się
z szybkością
zaledwie
piętnastu mil na godzinę.
- Zauważyłaś, Delio? - zapytał.
- Co?
- Narożniki.
- Co na narożnikach?
- Brunetki.
Della roześmiała się.
- Czy oglądają
wystawy?
- Ależ
nie - powiedział niecierpliwie Mason. - Przyjrzyj się
im. Na każdym rogu stoi
brunetka. Każda z nich ubrana jest na ciemno, każda ma jakieś
futerko na szyi. O, na tym
rogu jest następna. Przyjrzyj się, kiedy będziemy ją
mijać.
Della Street przyjrzała się
uważnie szczupłej brunetce stojącej tak, jak gdyby czekała na
tramwaj, tylko Że Żaden tramwaj nie jeździł tą
ulicą.
- Zgrabniutka - zauważyła.
Mason powiedział:
- Założę
się
o pięć
dolarów, że następna stoi na najbliższym rogu.
- Nie przyjmuję
zakładu.
Na następnym rogu rzeczywiście stała brunetka wyglądająca niemal identycznie. TeŻ
ubrana była w ciemną
sukienkę
i miała na szyi srebrnego lisa.
- Odkąd to się
powtarza? - zapytała Della.
- Wstyd przyznać
- powiedział Mason - ale nie wiem. Widziałem ich pięć
albo sześć.
Zawróćmy i zobaczmy.
Mason poczekał na odpowiedni moment, zawrócił i pojechał szybciej ulicą. Della Street
wiedziała, w jak wielkiej mierze powodzenie Masona wynika ze zdolności błyskawicznej
oceny ludzi i Życzliwego zrozumienia ludzkiej natury, toteŻ
nie widziała nic niezwykłego w
tym, że jej przełożony mimo czekających go pilnych zajęć
zawrócił z drogi po to, żeby
policzyć
brunetki stojące na narożnikach południowej strony ulicy Adams.
- No - powiedział po chwili Mason - chyba je minęliśmy. Naliczyłem osiem.
- Proszę
jeszcze raz sprawdzić
- rzekła z uśmiechem.
- Bóg jeden wie, ile ich jeszcze było przed nami, kiedy zdecydowaliśmy się
zawrócić.
Jak myślisz, Della? Spróbujemy od tej pierwszej dowiedzieć
się, na czym polega ta zabawa?
- Spróbować
nie zaszkodzi - powiedziała Della.
Mason jeszcze raz zawrócił.
- Tutaj zaraz za rogiem możemy zaparkować
- powiedziała Della Street. - Nie sposób
pominąć
takiej okazji.
- Rzeczywiście nie sposób - przyznał Mason stawiając samochód przy krawężniku.
Brunetka spojrzała na nich z wyraźnym zainteresowaniem i zaraz pogrążyła się
w bacznej
obserwacji ruchu ulicznego, nie zwracając uwagi na to, że jest obiektem zainteresowania.
Mason wysiadł z samochodu i powiedział:
- Lepiej chodź
ze mną, Delio, żeby przydać
nieco godności tej sytuacji.
Della Street szybko wysunęła się
z samochodu i ujęła Masona pod ramię.
Adwokat podszedł do młodej kobiety i uchylił kapelusza.
Dziewczyna momentalnie zbliżyła się
do niego, uśmiechnęła i zapytała:
- Czy pan Hines?
- Odczuwam pokusę, by odpowiedzieć
„tak” - rzekł Mason.
Dziewczyna przestała się
uśmiechać. W jej oczach pojawił się
niepokój, przyglądała się
Delii i Masonowi.
- Nic z tych rzeczy - powiedziała chłodno.
- Skądże znowu - uspokoiła ją
Della, starając się
przybrać
najbardziej przyjacielski ton.
Dziewczyna zwróciła się
ostro do Masona:
- Czy to ma być
Żart? Ja już
gdzieś
pana widziałam... Aha, teraz sobie przypominam.
Widziałam pana w sądzie. Pan Perry Mason, prawda? Pan jest prawnikiem.
Della Street przytaknęła.
- A ja jestem jego sekretarką. Pan Mason nie mógł się
nadziwić, co wy tu wszystkie
robicie.
- My wszystkie?
- Na każdym narożniku tej ulicy - powiedział Mason - stoi brunetka w ciemnej sukni z
futerkiem.
- Na ilu narożnikach?
- Co najmniej na ośmiu.
- No tak, przypuszczałam, że będzie wiele kandydatek.
- Pani je zna?
Potrząsnęła głową, a po chwili powiedziała:
- Znam jedną
z nich, to moja koleżanka, mieszkamy razem, nazywa się
Ewa Martell. Ja
nazywam się
Cora Felton.
- A ja Della Street - powiedziała Della, a potem dodała ze śmiechem: - A teraz, skoro
się
już
znamy, czy zechce nam pani powiedzieć, co to wszystko znaczy? Pan Mason nie
może zabrać
się
do pracy, dopóki nie przestanie go dręczyć
nie rozwiązana zagadka.
Cora Felton stwierdziła:
- Dla mnie to też
jest zagadka. Może widzieli państwo przypadkiem to ogłoszenie?
Mason przecząco pokręcił głową.
Otworzyła torebkę, wyjęła z niej wydarte z gazety ogłoszenie i podała je Masonowi.
- Zaczęło się
od tego - powiedziała.
Ogłoszenie brzmiało następująco:
POTRZEBNA: zgrabna, atrakcyjna brunetka, dwadzieścia trzy-dwadzieścia pięć
lat,
wzrost 164 cm, waga 53 kg, obwód talii 50 cm, obwód biustu 80 cm. Waga i wymiary muszą
być
absolutnie dokładne, a kandydatka musi być
zdecydowana na barwną, niezwykłą
pracę,
płatną
pięćdziesiąt dolarów dziennie przez co najmniej pięć
dni, a najwyŻej sześć
miesięcy.
Wytypowana kandydatka będzie mogła sama wybrać
sobie towarzyszkę
- opiekunkę, która
będzie z nią
stale w okresie jej zatrudnienia, z wynagrodzeniem 20 dolarów dziennie plus
utrzymanie. Tel. Drexberry 5236, prosić
pana Hinesa.
- I pani się
zgłosiła? - zapytał Mason.
- Tak.
- Telefonicznie?
- Tak.
- I rozmawiała pani z Hinesem?
- Rozmawiałam z kimś, kto podał się
za przedstawiciela Hinesa. Powiedział mi, że mam
się
ubrać
w ciemny kostium i mieć
wokół szyi jakieś
puszyste futerko, i tak ubrana mam
być
na tym rogu o czwartej i czekać
do piątej. W przypadku, gdyby zrezygnowano z mojej
oferty, mam dostać
dziesięć
dolarów.
- Kiedy odpowiedziała pani na to ogłoszenie?
- Dziś, około jedenastej rano.
- To było w dzisiejszej rannej gazecie?
- Tak. To znaczy, w specjalnej gazecie, czytanej powszechnie przez aktorki. To było
dzisiejsze wydanie.
- Uprzedzano panią
chyba, że będą
i inne kandydatki?
Roześmiała się
i powiedziała:
- Wiedziałam, oczywiście. W godzinę
po moim telefonie przyszła Ewa Martell, z którą
mieszkam, i wspomniałam jej o tym. Ona też
zadzwoniła. Ewa jest brunetką
i jesteśmy
prawie
identycznie zbudowane. Możemy nosić
te same ubrania, nawet rękawiczki i buty.
- I co powiedział jej Hines?
- Nie Hines - mężczyzna, który twierdził, że jest jego przedstawicielem. Polecił Ewie
czekać
o czwartej, cztery przecznice stąd. To znaczy pomiędzy telefonem moim i Ewy
musiały
być
trzy inne kandydatki, które zgłosiły się
i zostały dopuszczone do eliminacji.
Mason popatrzył na zegarek.
- Teraz jest za pięć
piąta. Pani czeka tu od czwartej?
- Tak.
- Czy zauważyła pani coś
szczególnego? Ktoś
się
pani przyglądał?
Roześmiała się
i odparła:
- Oczywiście, proszę
pana, ktokolwiek przechodził, przyglądał mi się, nigdy w Życiu nie
czułam się
równie podejrzanie. Warczały na mnie wilki, wyły kojoty i świstały teriery.
Przechodnie
próbowali mnie zaczepiać. Kierowcy ofiarowywali się
zawieźć
mnie, dokądkolwiek
zechcę, inni wykręcali sobie szyję
oglądając się
za mną.
- Ale nikt nie proponował pani tej pracy?
- Ani śladu Hinesa. Myślę, że albo mnie już
obejrzał, albo uczynił to jego reprezentant.
Przychodząc tutaj postanowiłam sobie dobrze przypatrzyć
się
temu, kto mnie będzie oglądał.
Ale - no cóż, niech pan postawi jakąkolwiek dziewczynę, która odpowiada temu opisowi,
zostawi ją
samą
na takim narożniku i każe jej tak stać
przez godzinę
- zobaczy pan, że nie
będzie jej łatwo wyłuskać
tego, o kogo chodzi. To jest szukanie ziarnka maku w kupie
piasku.
Mason przytaknął.
- Bardzo, bardzo sprytnie - powiedział z podziwem.
- Co takiego?
- Sposób, w jaki Hines ustrzegł się
od tego, żebyście mogły go zobaczyć, kiedy będzie
wam się
przyglądał. Bardzo starannie wybrał ulicę
doskonale nadającą
się
do jego planu -
nie
tak daleko od centrum, żeby was przestraszyć, nie tak blisko sklepów, żebyście zagubiły się
w
tłumie. Tak, ta ulica jest na tyle uczęszczana, żebyście nie bały się
tu przyjść, ale
wystarczająco
pusta, żeby można was było łatwo zobaczyć. Hines mógł przejść
tu obok parę
razy,
nawet zatrzymać
się
i zaczepiać
was, a wy nie mogłybyście odróżnić
go od innych.
- Chyba tak.
- To było sprytnie przeprowadzone. Ale te dziesięć
dolarów za fatygę, to interesujące;
właśnie teraz powinna je pani dostać. Czy nie zrobi pani różnicy, jeżeli poczekamy, żeby
zobaczyć...
Przerwał na widok zbliżającego się
szybkim krokiem mężczyzny, który uniósł kapelusz
i zapytał:
- Panna Felton?
- Tak.
- Jestem przedstawicielem pana Hinesa, przykro mi powiedzieć
pani, że miejsce zostało
zajęte. Dostaje pani dziesięć
dolarów za to, że zechciała pani odpowiedzieć
na ogłoszenie i
przyjść
tutaj. Pan Hines polecił mi wypłacić
pani te pieniądze. Dziękuję
pani. Do widzenia.
Mężczyzna wręczył Corze Felton banknot, uchylił kapelusza i poszedł dalej ulicą; prawą
rękę
włożył do kieszeni, a w lewej trzymał kartkę, na której wypisana była lista nazwisk.
- Proszę
poczekać
chwilę
- zawołała Cora Felton. - Chciałabym wiedzieć...
Odwrócił się.
- Niestety, przepraszam, ale nic więcej nie wiem, panno Felton. Otrzymałem polecenie
przekazania pani tej wiadomości. Nie wiem nawet, co ona znaczy. Do widzenia. - I szybko
przeszedł na drugą
stronę
ulicy.
- I co pan na to powie? - zapytała Cora Felton. Potem dodała filozoficznie: - I tak dobrze.
W każdym razie mam dziesięć
dolarów, a mógłby mnie bez trudu wystawić
do wiatru.
Mason powiedział:
- Jadę
prosto tą
ulicą. Może zechce pani wsiąść
z nami, zobaczymy, co się
dzieje z pani
przyjaciółką
o cztery ulice dalej, a może uda nam się
jeszcze raz przeprowadzić
wywiad z
przedstawicielem Hinesa?
Oczy jej się
uśmiechnęły do tego pomysłu.
- Wspaniale, to mi się
podoba.
- Proszę
szybko - Mason otworzył drzwi samochodu.
Jadąc wzdłuż
ulicy Adams zobaczyli jeszcze mężczyznę
płacącego dziewczynie na
następnym rogu.
- To jeszcze dwie przecznice dalej - powiedziała Cora Felton.
Mason przejechał jeszcze dwie przecznice, gdzie czekały następne brunetki, i podjechał
do krawężnika przy trzecim rogu.
Cora Felton stwierdziła:
- Ona będzie strasznie przejęta, kiedy pana pozna. Powinna tu być... No wie pan, to
dziwne... nie ma, nie widzę
jej.
Mason zatrzymał samochód. Cora Felton otworzyła drzwi, rozejrzała się
dookoła uważnie,
przyjrzała wszystkim czterem narożnikom i powiedziała śmiejąc się:
- Chyba poszła do domu. Zresztą
nie paliła się
do tego zbytnio. Ewa nie należy do
dziewczyn, które by stały i czekały na rogu ulicy. No cóż, dziękuję
panu bardzo, miło było
mi
pana poznać. Będę
miała co opowiadać
Ewie, kiedy wrócę
do domu.
Mason powiedział:
- Jadę
w kierunku śródmieścia. Może to pani po drodze?
- Mamy mieszkanie w zachodniej części Szóstej ulicy. Jeśli panu wygodnie... Nie chciałabym
sprawić
kłopotu.
- Nie, to Żaden kłopot. Mogę
równie dobrze jechać. tamtędy.
Cora Felton wsiadła.
- To naprawdę
intrygujące. Ewa wytrzeszczy oczy ze zdziwienia, jak jej to opowiem.
Mason dojechawszy na miejsce zatrzymał samochód przed blokiem.
- A może zechcieliby państwo skorzystać
z propozycji wstąpienia do nas na szklaneczkę?
- zapytała Cora Felton śmiejąc się. - Mieliby państwo okazję
poznać
kobietę, która
miała być
naszą
opiekunką, jeśli któraś
z nas dostałaby tę
pracę. Jestem pewna, że
zrobiłaby
na was duże wrażenie.
- Ostra? - zapytał Mason.
- Ostra jak brzytwa! Wie pan, odpowiadając na tego rodzaju ogłoszenie człowiek nie
może wiedzieć, jaki haczyk w tym tkwi. Zgodziłabym się
na tę
pracę
tylko w tym wypadku,
jeśli udałoby mi się
napuścić
Adelę
Winters na tego pana Hinesa.
Mason spojrzał na Dellę
i na wszelki wypadek wyłączył stacyjkę
w samochodzie.
- Proszę
mi opowiedzieć
o Adeli Winters.
- Ona była pielęgniarką
domową. Jest ruda i przysadzista i chce prowadzić
niezależne
Życie. Nie poddaje się
zanadto przepisom i zakazom i pewnie dlatego jest największą
na
świecie kłamczuchą. Jeśli tylko ludzie zaczynają
wypytywać
ją, co myśli o sprawach, które
jej zdaniem nie powinny ich obchodzić, albo kiedy zmuszają
ją
do przestrzegania przepisów
czy zwyczajów, które jej się
nie podobają, ciotka Adela wyłguje się
z tego z wielką
wprawą
i bez najmniejszych wyrzutów sumienia. To niebywale zręczna kłamczucha.
- W jakim jest wieku?
- Może mieć
równie dobrze pięćdziesiąt, jak i sześćdziesiąt pięć
lat. Trudno zgadnąć, a
ona za nic nie powie. No, niech państwo wejdą
na górę!
- Dobrze, pójdziemy - powiedział Mason - na koktajl i żeby zobaczyć
panią
Winters.
Pani nie sądzi, że Hines mógł być
z nią
w jakimkolwiek porozumieniu?.
- Hines nie mógłby w Żaden sposób działać
poprzez ciotkę
Adelę. Chodźmy. Mieszkanie
jest na trzecim piętrze i mamy automatyczną
windę.
- Czy obydwie z Ewą
szukacie pracy? - zapytał Mason, kiedy jechali na górę.
- Tego rodzaju pracy, tak. Jesteśmy aktorkami albo przynajmniej zdaje nam się, że
jesteśmy, czy zdawało się, zanim tu przyjechałyśmy. Zagrałyśmy kilka małych rólek, raczej
jako statystki, w Hollywood, i trochę
pracowałyśmy, jako modelki. Właściwie radzimy sobie
zupełnie nieźle, ale zawsze interesują
nas nowe kontakty. To dlatego zdecydowałyśmy się
odpowiedzieć
na to ogłoszenie. To jest prawdopodobnie zajęcie dla dublerki. Tak dokładnie
podali wymiary, że to musi być
coś
takiego.
Cora Felton wetknęła klucz do zamka u drzwi i przekręciła go śmiejąc się.
- Państwo pozwolą, że najpierw rzucę
okiem, czy wszyscy tutaj nadają
się
do oglądania.
Stojąc w otwartych drzwiach krzyknęła:
- Mamy gości. Czy wszyscy są
ubrani? Nikt nie odpowiedział.
- To dziwne - powiedziała. - Proszę
wejść. Chyba nie ma nikogo w domu. O, co to
takiego?
Uwagę
jej zwróciła leżąca na stole kartka. Przeczytała ją
i bez słowa podała Masonowi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]