Ellis Lucy - Zaręczyny w Rzymie, ! E-BOOK Wydawnictwa

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Lucy EllisZaręczyny w RzymieROZDZIAŁ PIERWSZYGianluca Benedetti przyglądał się kobiecie w bezkształtnym kostiumie. Miałaby potencjał,gdyby zdecydowała się zrezygnować z kapelusza o szerokim rondzie, rozpuścić włosy i włożyćzupełnie inny strój. Była wysoka i długonoga, a poza tym wydawała się przebojowa i pełnażycia.Popatrzył na jej buty - kobiece, czerwone, z kwiatkami przy czubku - i doszedł do wniosku,żeani trochę do niej nie pasują. Wyglądały elegancko i delikatnie, w przeciwieństwie do ich właścicielki.- Proszę mi oddać pieniądze! - powiedziała ostrym głosem do mężczyzny w kiosku.Po akcencie rozpoznał Australijkę, co tłumaczyłoby jej stanowczość. Przypominała tykającąbombę, która lada moment wybuchnie.- Nigdzie nie pójdę, dopóki nie dostanę swoich pieniędzy - ciągnęła. - Pańska firma miała na todwie doby, bo pismo przesłałam przedwczoraj. Na waszej stronie internetowej jest napisane,żezwrotnastąpi w ciągu dwudziestu czterech godzin.Gianluca schował smartfon do kieszeni i wyszedł z kawiarni, w której bywał przez całe swojedorosłeżyciew Rzymie.-Signora,czy mógłbym pani w czymś pomóc? - zapytał grzecznie, pamiętając o nienagannychmanierach wpojonych my przez babcię z Sycylii.Nieznajoma nawet się nie odwróciła.- Nie jestemsignora,tylkosignorina- burknęła. - I nie, nie mógłby mi pan pomóc. Sama damsobie radę. Proszę zaczepiać inne naiwne i głupie turystki, może one będą zainteresowane pańskimiusługami.Gianluca podszedł bliżej. Kobieta roztaczała delikatny kwiatowy zapach, zdecydowanie zbytsubtelny jak na taką smoczycę.- Moimi usługami? - powtórzył.- To oczywiste,żejest panżigolakiem- odparła. - Facetem do towarzystwa. Proszę stąd iść, niechcę pana.Gianluca zamarł. Naprawdę wzięła go za męską prostytutkę? Rozsądek podpowiedział mu,żebywzruszyć ramionami i odejść.- A więc,signorina...- mruknął z naciskiem. - Może zapomniała pani, jak to jest być kobietą?- Słucham?Odwróciła się i w tym samym momencie Gianluca zrozumiał,żebardzo się pomylił. Napodstawie głosu i ubrania założył,żema do czynienia z kimś znacznie mniej atrakcyjnym, teraz jednakprzekonał się,żekobieta była naprawdę interesująca. Miałaładnącerę, szerokie brwi, wspaniałe kościpoliczkowe oraz intrygujące pełne usta.Niestety, połowę jej twarzy zasłaniały okropne okulary przeciwsłoneczne w białych oprawkach.Miał ochotę zrzucić je na chodnik i podeptać.- To ty! - wykrzyknęła nieoczekiwanie.Gianluca uniósł brwi.- Znamy się? - spytał ostrożnie.Nie był specjalnie zaskoczony, takie sytuacje przytrafiły mu się już kilka razy. Jego karierapiłkarska i występy w reprezentacji Włoch, a także arystokratyczny tytuł przyczyniły się do tego,żebył doskonale znany rzymskiejśmietancetowarzyskiej.Kobieta cofnęła się o krok.- Nie - oznajmiła ostrożnie.Nie uszło jego uwadze,żesię rozglądała, jakby w poszukiwaniu drogi ucieczki, i zezdumieniem uświadomił sobie,żegotów jest jąścigać.Co tu się działo?Zrobił krok w jej kierunku, ale nawet nie drgnęła, tylko lekko uniosła głowę, jakby na cośczekała. Jakby się zastanawiała, co dalej.Zupełnie nie rozumiał, o co chodzi.Basta!To do niczego nie prowadziło.Zirytowany Gianluca zrobił to, co powinien był zrobić, gdy tylko wyszedł z kawiarni.- Wobec tegożyczęmiłego pobytu w Rzymie - powiedział.Odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, ale po kilku krokach obejrzał się dyskretnie. Nadalstała w tym samym miejscu, w paskudnymżakieciei w spodniach, które ją zniekształcały. Terazdostrzegł lekkie przerażenie na jej twarzy. Widać było,żeniedawno płakała.Płaczące kobiety zwykle nie robiły na nim wrażenia. Znał się na damskich sztuczkach.Dorastając, obserwował matkę i siostry i przekonał się,żeza pomocą płaczu kobiety zazwyczajpróbują postawić na swoim. Nie przestawało go zdumiewać,żezwykła paplanina lub obietnicepotrafią w mgnieniu oka osuszyćłzy.Zamiast jednak odejść, zbliżył się do kiosku i przeczytał napis, z którego wynikało,żejest toprzedstawicielstwo Fenice Tours, kierowane przez firmę podległą Benedetti International. Wyjąłtelefon i wystukał numer, jednocześnie informując mężczyznę w okienku,żema minutę na zwrócenieturystce pieniędzy za bilet, bo w przeciwnym razie kiosk zostanie zamknięty.Wypowiedział kilka krótkich poleceń do aparatu i przekazał go sprzedawcy. Wystarczyło paręsekund, by na twarzy mężczyzny pojawił się popłoch.-Mi scusi, principe- wyjąkał, wysłuchawszy ostrych słów przełożonego. - To było...nieporozumienie.Gianluca wzruszył ramionami.- Proszę przeprosić tę panią, nie mnie - zażądał.LTR- Naturalnie,si, si... Scusa tanto, signora.Z zaciśniętymi zębami przyjęła banknoty. Choć narobiła tyle zamieszania, nawet nie przeliczyłapieniędzy, tylko od razu wsunęła je do torebki.-Grazie- powiedziała niechętnie.Gianluca skinął głową i odszedł. Już był na krawężniku i otwierał drzwi swojego lamborghinijota, kiedy znów się obejrzał. Przekonał się,żekobieta poszła za nim, a teraz przyglądała mu się zzaintrygowanym wyrazem twarzy.- Przepraszam, mogę o coś spytać? - odezwała się. - Jestem ciekawa, czy naprawdę mógłby panzamknąć ten kiosk.Lekko wysunęła brodę, a Gianluca zmrużył oczy. Gdzieś już to widział...Uśmiechnął się do niej uprzejmie, choć nieszczerze.-Signorina,to Rzym, a ja nazywam się Benedetti - odparł. - Wszystko jest możliwe.Po tych słowach wsiadł do auta.Jadąc przez zatłoczone o poranku rzymskie ulice, uświadomił sobie,żegdy zdradził kobiecieswoje nazwisko, nie wydawała się zachwycona ani choćby zaszokowana. Bez wątpienia była wściekła.Wbrew rozsądkowi zawrócił samochód.LTRROZDZIAŁ DRUGIAva stała na chodniku i patrzyła, jak niewiarygodnie drogi sportowy samochód znika wśródinnych aut. Benedetti.Myślała tylko o tym,żeto nie powinno było się tak skończyć.Na przestrzeni lat przeżyła kilka fałszywych alarmów. Zdarzało jej się usłyszeć niski głos zwłoskim akcentem, dostrzec czyjeś szerokie ramiona, odwrócić za kimś głowę. Zawsze jednakrzeczywistość boleśnie ją rozczarowywała.Teraz przypomniała sobie, jak tuliła się do barczystego motocyklisty, kiedy uciekali ześlubu.Minęło siedem długich lat, a ona nadal nie potrafiła się otrząsnąć. Nieustannie nachodziły jąwspomnienia wczesnych godzin porannych, gdy leżała na trawie na Palatynie w zadartej do pasabłękitnej sukience, przytulona do rzymskiego boga. Godzinę później kochali się włóżku,które kiedyśnależało do króla, wpalazzowzniesionym dla księcia, przypiazzaw centrum miasta. Przez cały czasjej kochanek obsypywał ją wypowiadanymiłamanąangielszczyzną komplementami, dzięki którymczuła się jak bogini.Wświetleporanka wymknęła się niezauważona z pałacu i niczym Kopciuszek uciekła bezbutów,żebyuniknąć niezręcznych pożegnań. Odjechała taksówką, a jeśli zerknęła za siebie, to tylkopo to,żebyutrwalić w pamięci wspomnienie ostatnich godzin. Było dla niej oczywiste,żenie możeliczyć na nic więcej.Następnego dnia wylądowała w Sydney i ponownie skupiła się na mozolnej pracy w wielkiejfirmie, pewna,żejuż nigdy nie ujrzy tego mężczyzny.Najwyraźniej się pomyliła.LTRZ westchnieniem powróciła do rzeczywistości i pomyślała,żepora wziąć się w garść.Odchodząc od krawężnika, powtarzała sobie,żenie będzie zmieniać planów z powodu jednej kipiącejseksem nocy z piłkarzem. Aż do teraz radziła sobie ze wszystkim, może nawet zbyt dobrze.Z determinacją poprawiła kapelusz. Musiała robić swoje i nie zwracać uwagi na przypadkowespotkania z osobami, które już dawno temu zniknęły z jejżycia.Co z tego,żenadal przechowywała w szafie błękitną sukienkę druhny? Co z tego,żeznowubyła w Rzymie? To nie miało nic wspólnego z tamtą dawno minioną nocą, kiedy wszystko w jejżyciuwywróciło się do góry nogami.Teraz kontrolowała sytuację. Musiała tylko znaleźć ten plac... Jak on się nazywał? PlacHiszpański. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • upanicza.keep.pl