Elizabeth Lowell - Bracia Maxwell 2 - Zimowy ogień, Ebooki ;]]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Rok 1868. Zima na terytorium Utah
- Nie ruszaj siħ. Nawet nie oddychaj.
Cichy, beznamiħtny gþos obcego mħŇczyzny wystarczyþ, Ňeby Sara
Kennedy zastygþa bez ruchu. Nawet gdyby nie zmusiþ jej do posþuszeıstwa
tym groŅnym rozkazem, to i tak nie mogþaby siħ ruszyę pod ogromnym
ciħŇarem jego ciaþa.
Nie byþa w stanie ani siħ poruszyę, ani oddychaę. LeŇaþa na brzuchu,
przyciĻniħta przez niego do zimnej skaþy na skraju urwiska. Zakrywaþ jĢ
caþĢ.
áJezu, co za olbrzym!" - pomyĻlaþa z przeraŇeniem. áW dodatku wcale
nie otyþy. Po prostu olbrzymi. Za wielki, Ňeby siħ bronię".
Nawet jeĻli nieznajomy mħŇczyzna daþby jej jakĢĻ swobodħ ruchu, to i
tak nie miaþa Ňadnej szansy w walce. Pomimo swoich rozmiarw byþ
szybki i cichy jak jastrzĢb.
Dopki jej nie zaatakowaþ, wcale nie zauwaŇyþa, Ňe juŇ nie jest sama
pod skalnym nawisem, tworzĢcym sklepienie pþytkiej pieczary.
Jego ciaþo byþo rwnie twarde jak zimna skaþa, ktra gniotþa jĢ w piersi
i biodra przez jej zimowy ubir. Okryta skrzanĢ rħkawicĢ prawa dþoı
mħŇczyzny przyciskaþa jej usta z takĢ silĢ, Ňe gdyby nie wiadomo, jak siħ
wykrħcaþa i prbowaþa go ugryŅę, to i tak by to nic nie daþo.
Nie traciþa siþy na bezcelowĢ szarpaninħ. Lata nieudanego maþŇeıstwa
nauczyþy jĢ, Ňe nawet mþoda, zdrowa dziewczyna nie ma wiħkszych
szans w walce przeciwko staremu mħŇczyŅnie rwnemu jej wzrostem i
wagĢ. MħŇczyzna, ktry teraz jĢ przytrzymywaþ, nie byþ jednak ani stary,
ani nie miaþ jej wzrostu czy wagi.
W dodatku byþ uzbrojony. Pomimo mroŅnego powietrza napastnik nie
miaþ rħkawicy na lewej dþoni, gdyŇ tkwiþ w niej wysþuŇony, szeĻciostrzaþowy
rewolwer.
Nieznajomy chyba zrozumiaþ, Ňe Sara nie zamierza stawiaę oporu, poniewaŇ
zwolniþ uĻcisk, umoŇliwiajĢc jej oddychanie. Nadal jednak przyciskaþ
jej usta zbyt mocno, by mogþa woþaę o pomoc.
- Nie skrzywdzħ ciħ - szepnĢþ jej wprost do ucha.
áNie skrzywdzisz, do diabþa" - zaklħþa w duchu. áMħŇczyŅni nie potrafiĢ
robię niczego innego poza krzywdzeniem kobiet".
Przeþknħþa ostroŇnie Ļlinħ, starajĢc siħ opanowaę wypeþniajĢcy jĢ
strach i mdþoĻci.
- Spokojnie, maþa - mruknĢþ mħŇczyzna. - Nie traktujħ Ņle kobiet, koni
i psw.
Nie sþyszaþa tego powiedzenia od Ļmierci swojego ojca. Przestraszyþa
siħ tych sþw, chociaŇ jednoczeĻnie zapaliþa siħ w niej iskierka
nadziei.
- Ale jeŇeli wpadniesz tam na dole w þapy Culpepperw - ciĢgnĢþ Î to
bħdziesz siħ modliþa o Ļmierę. Twoje modlitwy bħdĢ speþnione, ale nie tak
szybko, jak byĻ chciaþa.
Zimny dreszcz, nie wywoþany wcale przez chþd nocy czy zimno skaþy,
na ktrej leŇaþa, przebiegþ po ciele Sary.
- Skiı gþowĢ, jeŇeli mnie rozumiesz - szepnĢþ.
Mwiþ typowym dla wyksztaþconego czþowieka poprawnym jħzykiem
z lekkim poþudniowym akcentem, lecz jego cichy, spokojny gþos napawaþ
jĢ przeraŇeniem.
Skinħþa gþowĢ.
- A teraz kiwnij gþowĢ, jeŇeli mi wierzysz - dodaþ sucho.
Poczuþa nagle absurdalnĢ ochotħ, by siħ rozeĻmiaę.
áTo histeria" - pomyĻlaþa. áWeŅ siħ w garĻę. PrzechodziþaĻ juŇ gorsze
chwile i wychodziþaĻ z tego caþo".
Znowu skinħþa gþowĢ.
- Mam nadziejħ, Ňe mnie nie oszukujesz, dziewczyno.
Pokrħciþa gwaþtownie gþowĢ.
- Dobrze - mruknĢþ. - Bo jakbyĻ tylko pisnħþa, to pewne jak amen
w pacierzu, Ňe znaleŅlibyĻmy siħ po szyjħ w gorĢcym oþowiu.
Znowu poczuþa szalonĢ ochotħ, by siħ rozeĻmiaę. Z wielkĢ trudnoĻciĢ
zdoþaþa siħ opanowaę.
Powoli nieznajomy odsunĢþ dþoı z jej ust.
Zaczerpnħþa gþħboki, cichy oddech. Powietrze, ktre wpþynħþo do jej
pþuc, niosþo ze sobĢ zapach wyprawionej skry i jeszcze jakiĻ inny
intrygujĢcy aromat.
áTo zapach jabþka" - uĻwiadomiþa sobie. áWþaĻnie zjadþ jabþko".
Bolesne napiħcie powoli ustħpowaþo z jej ciaþa. Jej mĢŇ domagaþ siħ
seksu tylko wtedy, kiedy piþ, a nie kiedy jadþ.
W oddechu mħŇczyzny nie byþo nawet Ļladu zapachu whisky. Jego
skra i ubrania teŇ nie wydzielaþy woni alkoholu. Nie czuþa innych zapachw
poza aromatem mydþa i wyprawionej skry oraz zapachem potu i...
jabþek.
áTo dlatego nie jestem tak bardzo przeraŇona" - pomyĻlaþa. áMoŇe i jest
bandytĢ, ale jest trzeŅwy, pachnie czystoĻciĢ i lubi jabþka. MoŇe nie jest
zþym czþowiekiem, kiedy nic go do tego nie prowokuje".
OdprħŇaþa siħ stopniowo. LeŇĢcy na niej mħŇczyzna wyczuþ to.
-JuŇ lepiej - mruknĢþ. - Trochħ ci ulŇħ. Ale wcale siħ nie ruszaj. Ani
odrobinħ. Sþyszysz mnie?
Potwierdziþa skinieniem gþowy.
OdsunĢþ siħ tak cicho i szybko, Ňe aŇ zakrħciþo siħ jej w gþowie. Nie
czuþa juŇ ucisku twardej skaþy na piersiach i brzuchu. Teraz mħŇczyzna
przygniataþ jej prawy bok.
Nadal byþ czujny i gotowy. Gdyby chciaþ, to mgþby jĢ przykryę tak
szybko i cicho jak poprzednio.
- Wszystko w porzĢdku? - zapytaþ þagodnym tonem.
Skinħþa gþowĢ.
Nie wiedziaþa, czy on zrozumie jej gest, skoro nie jest juŇ tak blisko, by
czuę kaŇde uderzenie jej serca. W pieczarze pod zwisajĢcĢ skaþĢ byþo
ciemno jak w kufrze.
- Grzeczna dziewczyna - mruknĢþ.
áMusi mieę oczy jak sokþ" - pomyĻlaþa Sara. áBoŇe, gdybym miaþa
skrzydþa jak jastrzĢb, tobym stĢd odleciaþa".
Na samĢ tħ myĻl zadrŇaþa caþa z tħsknoty za wolnoĻciĢ.
- Nie sprzeciwiaj mi siħ - szepnĢþ nieznajomy. - Jeszcze siħ nie
wydostaliĻmy z tej puþapki.
áMy?" - zapytaþa w duchu. áJeszcze niedawno byþam sama i nie
znajdowaþam siħ w Ňadnej puþapce".
Nagle z ciemnoĻci u podnŇa skaþy nadleciaþ dŅwiħk mħskich gþosw,
skrzypienie skrzanych siodeþ i niecierpliwe parskniħcie konia.
W nocnej ciszy skalistej czerwonej pustym gþos nisþ siħ daleko.
áAch tak" - pomyĻlaþa. áByþam sama, kiedy coĻ siħ juŇ zaczynaþo dziaę
wokþ mnie. Teraz nie jestem sama. Niebezpieczeıstwo czyha na
wyciĢgniħcie rħki. I niesie ze sobĢ zapach jabþek".
Usiþowaþa powstrzymaę siħ od uĻmiechu, ale siħ to jej nie udaþo.
Case Maxwell dojrzaþ bþysk jej uĻmiechu. Nie potrafiþ zrozumieę, co ta
dziewczyna mogþa dojrzeę zabawnego w tej piekielnej sytuacji.
Pomimo ciemnoĻci i ciħŇkich, mħskich ubraı schwytanej osoby Case
nie miaþ wĢtpliwoĻci, Ňe ma pod sobĢ kobietħ. Byþa delikatna, wiotka
i pachniaþa letnimi rŇami.
áTo musi byę Sara Kennedy" - pomyĻlaþ. áAlbo ona, albo DuŇa Lola.
Nie ma innych biaþych kobiet w promieniu kilku dni konnej jazdy".
WĢtpiþ jednak w to, Ňe kobieta, ktrĢ zaskoczyþ w pieczarze, to DuŇa
Lola. Sþyszaþ, Ňe Lola ma posturħ mħŇczyzny, jest rwnie twarda jak
mħŇczyzna i nie ustħpuje Ňadnej awanturnicy, jaka kiedykolwiek oĻmieliþa
siħ zapuĻcię na zachd od rzeki Missisipi.
Szczupþa kobieta, ktra prbowaþa powstrzymaę uĻmiech, nie
zachowywaþa siħ ani nie pachniaþa jak awanturnica.
áSara Kennedy" - zdecydowaþ w duchu. áTo musi byę ona". Jego umysþ
pracowaþ rwnie sprawnie jak w czasie minionej wojny, tylko Ňe teraz
analizowaþ znane mu informacje na temat mþodej kobiety o nazwisku
Kennedy.
áWdowa. Mþoda. Unika mħŇczyzn. Cicha jak cieı i trudna do
okieþznania. Mieszka na ranczu Zagubionej Rzeki z mþodszym bratem
o imieniu Conner, starym banitĢ, ktrego nazywajĢ Ute, i z DuŇĢ LolĢ.
Dlaczego nikt nie mwiþ, Ňe Sara pachnie letnimi rŇami i ma uĻmiech
jak bþyskawica? I z czego ona teraz siħ Ļmieje?"
JuŇ otwieraþ usta, by jĢ o to zapytaę, gdy z doþu,
z czarnosrebrzystego pustkowia, nadleciaþ dŅwiħk zbliŇajĢcych siħ koni.
JeŅdŅcy kierowali siħ ku urwisku, znajdujĢcemu siħ zaledwie trzydzieĻci
stp od pieczary, w ktrej siħ ukryþ, by obserwowaę Aba Culpeppera
i jego krwioŇerczĢ kompaniħ.
WþaĻnie w tej pieczarze Case odkryþ, Ňe nie jest jedynĢ osobĢ, ktra
chce posþuchaę twardych pertraktacji pomiħdzy Culpepperami
i bandĢ znanĢ jako Mieszaıcy Moody'ego.
áCo za piekielne miejsce,w ktrym moŇna znaleŅę dziewczynħ ubiera-
jĢcĢ siħ jak mħŇczyzna i pachnĢcĢ letnim deszczem i rŇami" - pomyĻlaþ.
,,Co za piekielne miejsce dla dziewczyny!"
Zewnħtrzny skraj pieczary, wyŇþobionej przez wodħ w twardej skale,
znajdowaþ siħ tylko kilka cali od jego gþowy, a jej wewnħtrzna Ļciana byþa
nie wiħcej niŇ dziesiħę stp od jego ng.
WĢziutki strumyczek wody, wypþywajĢcy ze szczeliny w skale, wiþ siħ
po spĢgu pieczary zaledwie kilka cali od jego rewolweru. Potem woda
przelewaþa siħ przez kamiennĢ krawħdŅ i znikaþa w ciemnoĻciach nocy.
áTen maleıki strumyczek nie zagþuszyþby nawet ęwierkniħcia ptaszku"
pomyĻlaþ ponuro. áMam nadziejħ, Ňe Sara ma na tyle rozsĢdku
i cierpliwoĻci, na ile wyglĢda".
KaŇdy nieostroŇny ruch ktregokolwiek z nich ujawniþby ich obecnoĻę
w pieczarze.
áWykazaþa przynajmniej na tyle rozsĢdku, Ňeby nie krzyczeę" -
pocieszyþ siħ w duchu. áJeszcze moŇemy siħ stĢd wydostaę cali i zdrowi".
W gruncie rzeczy jednak nie liczyþ na szczħĻliwe rozwiĢzanie tej
sytuacji.
Wojna i jej tragiczne konsekwencje nauczyþy go, Ňeby nie spodziewaę
siħ Ňadnych innych okolicznoĻci poza tymi, ktre mogĢ przynieĻę
czþowiekowi Ļmierę i zniszczyę wszystko, na czym mu zaleŇy.
Bardzo powoli unisþ prawĢ dþoı i przytknĢþ wskazujĢcy palec do ust
Sary, nakazujĢc jej milczenie. ChociaŇ jego dotyk byþ delikatny, to poczuþ,
Ňe dziewczyna siħ odsuwa.
Sara skinħþa gþowĢ, pokazujĢc, Ňe rozumie, iŇ musi byę bardzo cicho,
i musnħþa przy tym ustami jego rħkħ. Case drgnĢþ. Mgþby przysiĢc, Ňe
czuje ciepþo jej oddechu nawet przez skrħ rħkawicy. Poczuþ siħ tak, jakby
dotknĢþ dþoniĢ ognia. WstrzĢsnĢþ nim gorĢcy dreszcz poŇĢdania.
áA niech to piekþo pochþonie, jak by powiedziaþa Elyssa" - pomyĻlaþ. Nie
ma gorszego momentu, Ňeby poczuę ochotħ na kobietħ. Wcale nie
wiedziaþem, Ňe mi siħ tak podoba zapach rŇ".
áDo cholery, to nie ma z tym niczego wsplnego i ty, do diabþa, dobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • upanicza.keep.pl